czwartek, 30 sierpnia 2012

Ask.fm

Siema ludziska :D

Założyłam sb konto na ask.fm więc możecie zadawać pytania :p

ask.fm/Karlee1D


Karlee. ;*

posted from Bloggeroid

środa, 29 sierpnia 2012

Widocznie masz za wysokie ego! - 12

Z 10 razy przyjrzałam się zdjęciu chłopaka z którym nie jako miałam się 'całować' . Na samo to słowo rzygałam tęczą. Nie wiem jak wy ale ja preferuję bycie singlem ale ciągle mi ktoś marudzi że zaraz będę miała 20 lat powinnam mieć przynajmniej chłopaka- a do mnie to tak mogą gadać jak do słupa. Mi bycie singlem nie przeszkadza.

Zapukałam do pokoju Mayi.
-Gotowa?
-No tylko buty wezmę.
-Ok. To czekam.
-Możemy iść.
-Spoko.- szliśmy tak w ciszy. Szczerze? Trochę mnie to wkurzało.
-Am..
-No?
-Bo ten..ja chciałabym cię przeprosić za..
-Nie ma sprawy. Przeprosiny przyjęte.- przytuliłam ją.
-To ten ty idź pierwsza a ja będę szła kawałek za tobą.
-Ok- uśmiechnęłam się. Z daleka zobaczyłam chłopaka całkiem całkiem podobnego do tego chłopaka ze zdjęcia. Czapka skate czarna z zielonym daszkiem na głowie, okulary przeciwsłoneczne, czarny t-shirt z wizerunkiem Boba Marleya.
Kiedy on skierował wzrok w moją stronę puściłam mu oczko, a on się uśmiechnął. Mam nadzieję że zakumał ten gest i wie że ja to ja. Podeszłam do niego i zaczęłam go całować. Miał Hmm.. Ciepłe wargi. Chwila nie pewności z jego strony i sam odwzajemnił pocałunek. Po chwili kiedy chciałam się odsunąć on mnie przetrzymał w tali i szepnął:
-Jeszcze chwile, tak cudownie całujesz.- Ze zdziwienia aż otworzyłam lekko usta a on wtedy znów się wpił w moje wargi i wsunął język do mojej buzi. Nie wiem czemu ale zrobiło mi się przyjemnie ciepło w brzuszku. Może tego właśnie mi brakowało od kilku miesięcy? Nie wydaje mi się że to ja ' cudownie całuje ' bo zbyt dobrego doświadczenia w tym to ja nie mam ale za to on był jakby idealny. Uśmiechnęłam się przez pocałunek i delikatnie odsunęłam się od niego.
- Przejdźmy się.
- Oczywiście.- po chwili jego telefon zadzwonił.
-Przepraszam.- kiwnełam tylko głową i sama wyciągnęłam telefon i zaczęłam pisać sms do Mayi.
' Ja swoje zadanie wykonałam. Jutro twoja kolej :p A tym czasem chciałabym żebyś szła już do hotelu. Zobaczymy się później :))'
Po chwili ona odpisała.
' Jestem już prawie pod hotelem :p Poraz pierwszy cię widzę jak się całujesz. Czyżbyś zawierała nowe znajomości.?
Kc siostra :D '
Uśmiechnęłam sama do siebie i schowałam telefon. Ten 'bezimienny' skończył rozmawiać i ruszyliśmy do parku.

~Zayn~
Dziewczyna w lokach zaczęła mnie całować. Tak poprostu zatrzymała mnie na ulicy i zaczęła całować. Chyba to była ona- znaczy dziewczyna o której mówił mi Liam. Ale jej usta były takie miękkie że kiedy chciała przerwać ten pocałunek przytrzymałem ją w tali żeby się nie odsunęła i szepnąłem ' czułe ' słówko. Mówiąc jej to nie skłamałem. Na prawdę zajebiście całowała. Poziom podniecenia wzrastał szczególnie kiedy wziąłem rękę z jej tali i przypadkowo położylem na jej tyłku. Poczułem że moje spodnie w kroku się lekko unoszą. Mam nadzieję że dziewczyna którą całowałem nie poczuła niczego. Ta odległość ciał między nami była minimalna przecież sam ją do siebie przyciągnąłem. To było dziwne. Jeszcze nigdy mój 'kolega' nie stanął tylko dlatego że się z kimś całowałem a dłoń przypadkowo spoczywała na jej tyłku. Jej ciało nawet nie drgnęło ale za to uśmiechnęła się przez pocałunek.

Gdy mieliśmy już iść zadzwonił Liam.
-I jak?
-Stary dzwonisz w nieodpowiednim momencie.
-Domyślam się. Powiedz tylko: udało się?
-Tak.
-Poznała cię?
-Książkę piszesz?
- Dobra, dobra. Narazie- zaśmiał się i rozłączył .

-Tak na marginesie to jak masz na imię?
-Amy, a ty?
-Zayn. - wtedy ona się zaśmiała.
-Coś nie tak?
- Wszystko w porządku. Tylko jak wtedy tam staliśmy poczułam twojego kolegę na swoim udzie, rękę na tylku i język w buzi.
-Nie mów że ci się nie podobało bo ci nie uwierze. Twoje ciało nawet nie drgnęło.
-Co mi się podobało? Kolega, ręka, pocałunek czy język?
-Wszystko.
-Kolegi nie widziałam, ręka była na moich tyłach co do niej to chyba ja się ciebie powinnam zapytać czy ci się podobało a z grzeczności jej nie strzepnęłam, pocałunek był..Hmm..brakowało mi tego, a język to podstawa namiętnego pocałunku nie?
-To prawda.
-Po za tym sam mi go wsadziłeś do buzi.
-Zawsze tak robię.
-Lepsze podniecenie? - miałem wrażenie że śmiała się ze mnie.
-Nie moja wina że tak działasz na mnie. Poprostu podniecasz mnie a mój kolega nie szczędzi czułości.
-Jakie romantyczne wyznanie.
-Oczywiście.
-Tak po za tym dziękuje że się zgodziłeś mi pomóc. Nie chciałam się całować z byle kim.
-Czyli nie jestem byle kim.
Nawet mnie nie znasz.- zaśmiałem się.
-Ale jesteś kumplem kogoś kogo ja znam.
-Dobry początek znajomości. Zanim poznałem twoje imię miałem okazję cię pocałować.
-Tak apropo to świetnie całujesz.
-wiesz..lata praktyki..- poruszałem snieszne brwiami.
-Jasne..- zasmiała się. Ja stanąłem przy nie i ją przyciągnąłem do siebie tak aby spojrzała mi prosto w oczy. -Poraz kolejny ci powiem że świetnie całujesz ale najpierw muszę to jeszcze raz sprawdzić.

~Amy~
Nie wiedziałam co mam zrobić, jak zareagować kiedy on mnie znowu pocałował. Ale przecież jestem człowiekiem wolnym bez żadnych zobowiązań więc to chyba nic złego. Może to się za szybko dzieje..
-Nie powinniśmy..- powiedziałam kiedy oderwałam się od niego.- Dlaczego to zrobiłeś?
-Bo.. Nie znam cię zbyt długo ale ten niby przypadkowy pocałunek dał mi do myślenia i uświadomiłem sobie że mi się podobasz.
-Ale Zayn to się dzieje za szybko.
-Ale skoro będzie nam pisane to czy teraz będziemy się całować czy nie to i tak nic nie zmieni.
-Mam nadzieję że nie byłeś w związku i nie zdradziłeś swojej dziewczyny ze mną.
Tymczasem żegnam.
- Amy stój.
Nie uciekniesz przede mną.
-Twój pech. Uciekne. Mieszkam w innym mieście.
-Znajdę cię nawet na końcu świata.- nie odezwałam się nawet do niego tylko ruszyłam przed siebie. Po chwili on mnie złapał za nadgarstek i przycisą do samochodu.
-Jeśli ktoś mi się podoba Nigdy nie odpuszczam.
-Nawet jeśli ktoś nie chce się z tobą całować i tak ją calujesz bo ona ci się podoba.
Nie obchodzi cię że ty jej się Nie podobasz?
-Podobam się każdej dziewczynie. Fanki mnie kochają. Kilka milionów dziewczyn chciało by być teraz na twoim miejscu i chciało by się całować z Zaynem Malikiem.
-Widocznie masz za wysokie ego.
-Gdyby doszło do czegoś więcej nie potrafiłabyś ni się oprzeć.
-Mylisz się kochanie.
-Prowokujesz..
-Wcale nie.
-Przekonajmy się- chłopak otworzył drzwi twohego auta a ja posłusznie wsiadłam. Co ja zrobiłam uświadomiłam sobie w połowie drogi.
-Gdzie ty jedziesz?
-Do mojego domu.
-Po co?
-przekonać się czy się będziesz potrafiła mi die oprzeć.
-Nie musimy sprawdzać . Ja ci mówię że potrafię.
-A ja jednak wolę to sprawdzić.
- Proszę bardzo jak sobie życzysz. - warknęłam lekko zirytowana. Do samego domu się do niego nie odzywałam. Kiedy stanęliśmy pod jego domem, wzięłam od niego klucze i otworzyłam dom. Zayn złapał mnie za rękę i ciągnął na górę.
W pokoju zaczęliśmy się całować on ściskał rękami moje pośladki. Nie chciałam tak szybko tego przerywać. Niech pomyśli że jest taki Zajebisty i że również mu się nie mogę oprzeć.
Chłopak położył mnie delikatnie na łóżku i zaczął całować po szyi. Chciał całować niżej lecz miałam bluzkę więc ściągnął ją ze mnie potem ja jego t-shirt i zaczęłam całować jego tors. Wpadłam w jakiś trans chciałam to przerwać ale nie umiałam. Zaczęłam rozwinąć guziki u jego spodni.
-Nie. Teraz ja.- rzucił i zabrał się za odpinanie mojego stanika. Wkońcu go ściągnął. Rękami pięścił moje pierś a w między czasie całował się ze mną. Wkońcu z powrotem zacZął całować mnie po szyi potem po piersiach. Delikatnie przyssał się po moich sutków. Jeździł palcami po nich co obrzydliwe łaskotało. To było takie przyjemne uczucie. Jego język nadal tkwił tam a rękoma odpiął guziki. Miał rację nie umiem mu się oprzeć. Jego ciało jest cudowne. Ale opamiętałam się.
-Dosyć.
-Uspokuj się. Dokończmy to. I tak nie umiesz mi się oprzeć. Daj mi tą satysfakcję i zdejmij spodnie. Napewno już nie jeden chłopak miał okazję się z tobą zabawić.
-Nie. To i tak za daleko zaszło.
-Daj mi 10 minut. Wejdę w ciebie kilka razy i dam ci spokój.
- czy ty sprowokowałeś mnie tylko dlatego żeby mnie przelecieć.?
-Jesteś za piękna jak tylko na jedną noc. Potrzebuje czegoś więcej. A było tak blisko.
-Zobaczyłeś wystarczająco dużo. Rozebrałeś mię prawie do naga.
-Masz piękne piersi.
-Nie przerywaj.
-Nie umiem.
-Nie dam ci dupy. Nie sypiam z byle kim. Jesteś obrzydliwy.
-Chyba seksowny.
-Na co ty liczysz?
-Że uda mi się zdobyć twoje serce.- mówiąc to położył mi rękę na sercu albo raczej na piersi.
-Zabieraj rękę ze mnie.
-Nie.
-Czy ty nie rozumiesz jak ktoś ci odmawia współżycia? Człowieku ja cię znam ze 3 godziny a już mam ci włazić do łóżka.?
-Jak napisze na twitterze że dziewczyna nie chciała się ze mną przespać to powiedzą że jesteś normalna.
-Nie obchodzi mnie co ludzie pomyślą.
-Ostra jesteś.
-Wiesz co? jak cię poznałam myślałam że jesteś normalny a teraz widzę że jednak nie. Jesteś chorym egoistom i do tego na siłę próbujesz mnie zatrzymać w swoim łóżku i mnie przelecieć. Nie czaję o co ci chodzi. Każdą dziewczynę próbujesz przelecieć?
-Nie tylko te które ni się podobają.
-Ale ty mi się nie podobasz.
-Wiem że kłamiesz.
-Wcale nie.
-No to spójrz mi prosto w oczy i mi to powiedz.
-Nie potrafię.
-Czyli jednak lecisz na mnie.
-Dobra lecę,na ciebie! Nie moja wina że masz zajebistą klate, jesteś seksowny i przystojny i od jednego pstryknięcia palcem każda laska jest twoja. Mógłbyś każdą mieć w łóżku, a jednak nie wiem po co przypierdoliłeś się do mnie. Pasuje? - powiedziałam dla świętego spokoju.
-Nie.
-Czego ty ode mnie chcesz?
-Tego? - wskazał na łóżko.
-Nic z tego.- Ubrałam stanik i bluzkę i chciałam wyjść.
-Zrozum to że między nami nic nie było, i nie będzie. To co się tu stało- masz o tym zapomnieć. Nigdy nie byłam u ciebie w domu, nie leżałam u ciebie na łóżku, a ty mnie nie namawiałeś do kontynuaucji sexu. Nie rozbierałeś mnie i nie widziałeś mnie nago. Traktuje cię jak kumplai i lubie cię. A mi się podoba ktoś inny i mam nadzieję że nam wyjdzie.
A teraz wychodzę a ty tu zostajesz. Mnie tu nie było nie próbuj mnie zatrzymać.


Ledwo wyszłam z jego domu wyciągnęłam telefon i weszłam na twittera i wpisałam krótki tekst.
' Popełniłam największą głupotę na świecie.. :( żałuję xx.'
Poszłam do hotelu.
-Majka..
-Co jest..?
-Nie mam się w co ubrać..
-Jak to nie masz się w co ubrać.?
-Bo przywiózł mnie pewien chłopak i w jego samochodzie została moja torba z ubraniami.
-Mogę ci pożyczyć sukienkę albo spódniczke.
- Kurwa.
-Pokaż to. Wybrałam jakąś czerwoną zwiewną sukienkę do kolana z jakimś tam niebieskimi kwiatami. To była jedyna sukienka która mi się podobała ale oczywiście: dekold do kolan. Przebrałam się zapożyczyłam czarne balerinki i jakąś tam torebkę bo telefon i kasę mieć muszę.
Maya zobaczyła mojego doła i od razu zapytała co się stało na co ja pokazalam jej wpis na Tt.
Ona wysłała mi wiadomość.
M: Jaką?
A: Nwm czy ci o tym powiedzieć.
M: A ufasz mi?
A: Ufam.
M:To mów. - wtedy nie chciało mi się pisać i zaczęłam
opowiadać.
-Wtedy poszłam się z nim przejść. Gadaliśmy o tym całym ' pocałunku'. Wtedy on znowu mnie pocałował powiedziałam mu że nie chce i chciałam iść a on że mnie znajdzie nawet na końcu świata. Potem powiedział że gdyby doszło do czegoś więcej to bym mu się nie potrafiła oprzeć. Pojechaliśmy do niego. Oprzytomniałam jak chciał mi zdjąć spodnie. Potem chciał koniecznie mnie przelecieć i doszło do niecnej wymiany zdań po czym wyszłam.
-Uhuhuuu.. no ostro. Mała nie przejmuj się. Ja tak zrobiłam z 3 razy.
-Ale mi się podoba ktoś inny.
-bym ci coś powiedziała o tym chłopaku ale to by mogło zaboleć.
-Więc lepiej nie mów.
Dzieki. Ja już lecę umówiłam się i nwm kiedy wrócę.
-Weź kartę do pokoju .
-Dzieki.
-Narazie.
---------------

Witajcie!

Tak, tak wiem nie spodziewaliście się takiego obrotu sprawy z Zaynem, ale podczas pisania zmieniłam plany bo Amy już w tym rozdziale miała spotkać się z Lou.

Mamy już po północy więc Happy Birthday Liam :D

Szczerze nie wiem kto napisze 13 bo Amy nie może załapać weny i już 12 dni nie dodała rozdziału. :(

Więc w takim razie do zobaczyska :p

Karlee.

posted from Bloggeroid

niedziela, 26 sierpnia 2012

Chcę tylko się przytulić, nie mam ochoty na wielkie uczucie..- 11

-A już myślałam że się będziesz cykać..- uśmiechnęłam się złowieszczo.
-Nie ma takiej potrzeby..- uśmiechnął się Hmm.. Niepewnie?
-Świetnie. Więc..
-.. co to za pomysł..?
-Mamusia nie nauczyła że się nie przerywa jak ktoś mówi?? - rzuciłam udając oburzenie.
-Nie.. - odpowiedział mi uśmiechem.
-To teraz za karę nie przedstawię ci mojego pomysłu.
-Ey!- udał oburzenie i śmiesznie poruszał brwiami.
-Jesteś taki śmieszny, ale to na mnie nie działa- zaśmiałam się cwaniacko.
-To też nie działa..? - zapytał po czym podszedł i mnie mocno przytuł. Tak właściwie to nie wiedziałam dlaczego to zrobił. Na początku byłam na niego trochę zła ale z każdą sekundą z którą mnie tulił nogi mi miękły a usta same wyginały się w podkówke. Nie wiedziałam czy odwzajemnić uścisk czy go odepchnąć. Ale kiedy bym to zrobiła on by mógł to źle odebrać. Chcę tylko się przytulić, nie mam ochoty na wielkie uczucie.. Loui był naprawdę śliczny ale bardziej rozbawiało mnie tego jego poczucie humoru. Po chwili wtuliłam się w niego. Kontem oka zobaczyłam że na jego twarzy pojawił się szeroki zaciesz. Patrząc z medycznego punktu widzenia nie ma konta oka, ale powiedzmy że użyłam przenośni. Po krótkim czasie odsunęłam się od niego i uważnie przyjrzałam się jego wyrazie twarzy. Ta mina- bezcenna.
-Chodźmy już- pociągnęłam go za rękę za sobą.

-Gdzie my jesteśmy.- zapytał kiedy weszliśmy do wielkiego budynku.
-Przekonasz się, ale muszę ci zawiązać oczy.
-Ugh... - Pokierowaliśmy się w stronę wind kiedy ona rusza zagadałam do Lou:
-Louis.
-Hmm..?
-A wiesz że z moim szczęściem do wind zatnie się ona między piętrami..?
-Że co? - zapytał unosząc lekko opaskę.
-Nic, nic- w tym momencie otworzyły się drzwi , a ja odetchnęłam z ulgą.-Nareszcie. Chodźmy. - ruszyłam pewnym krokiem przed siebie.
-Amy poczekaj. Przecież sam nie dojdę z związanymi oczami.
-No tak.- uderzyłam się otwartą ręką w czoło. Chwyciłam chłopaka za rękę i ruszyliśmy dalej.
-jesteśmy- krzyknęłam uradowana a Lou ściągnął opaskę.
-Studio tatuaży? - zapytał zdziwiony.
-Boisz się.?
-Nie, ale jaki ja sobie zrobię tatuaż?
-Nie wiem, coś się wymyśli.- Lou spuścił głowę udając że myśli.
-wiesz co?
-Hmm..?
-Teraz wyglądamy jak stare dobre małżeństwo.- uśmiechnął się nie odbywając wzroku od naszych splecionych rąk.
-Spadaj- rzuciłam z wielkim D na buzi i uderzyła go lekko pięścią W ramie.
-Lubie cię.- wyrwał dwa słowa nie wiadomo skąd .
-Cóż za szczere wyznanie.
-Dobra Amy bo my tam Nigdy nie dojdziemy.
-PocZekaj- rzuciłam szukając dowodu w kieszeni, ale go nieznalazłam tylko łańcuszek.
-Mogę zapiąć? - zapytał jakby.. ..niepewnie.
-Hmm..jasne.-uniosłam włosy lekko do góry żeby Lou mógł swobodnie go zapiąć.
-o ja-usłyszałam po chwili i poczułam zimne palce chłopaka na moim karku.
-Ty masz już tatuaż.
-Jak widać- uśmiechnęłam się tajemniczo.
-To jest..
-Tak Louis to jest kod kreskowy.
-Omg. Nigdy nie miałem odwagi sobie go zrobić.
-Cieszę się że jesteś szczery.
-A ty kiedy go robiłaś?
-Szczerze??
-No raczej- znowu się uśmiechnął
-Sama nie wiem- rzuciłam krótko a on zrobił minę 'wtf'
Widząc tylko jego wyraz twarzy powiedziałam krótkie 'nie pytaj' i Weszłam do środka.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc?- zapytała niska blondynka za ladą.
-Dzień dobry..em.. My chcielibyśmy zobaczyć katalog z tatuażamy.
- Chwileczkę.- Dziewczyna przyniosła 2 grube segregatory.
-usiądzie sobie tam. Jak na coś się zdecyduje to przyjdźcie do mnie. - podała mi segregatory i wskazała na stolik.
-Dzieki.

-Too! - wydarł mi się nad uchem Lou.
-Dobre słowa: Believe in yourself! (Uwierz w siebie )
-Tylko gdzie to teraz zrobić??
-Na prawej łopatce.
-Dobry pomysł. A ty wybrałaś coś??
-Tak jakby..
- Pokaż to. Łał. Zajebisty. Zrób sobie go po prawej stronie obok pępka.
-Cóż.. Nie lepiej na ramieniu.? Będzie lepiej widoczny.
-A tamten tatuaż już tak długo ukrywasz..
-A może i racja..
-A Am.. Nic nam się nie stanie.. Znaczy że nie będziemy mieli po tym żadnego zakażenia ani nic..?
- Lou to najdroższy i najbardziej profesjonalny salon w całym Oxfordzie. Zaufaj mi. To tutaj robiłam ten kod kreskowy.
-Dobrze więc chodźmy.- uśmiechął. Się i poszliśmy.

Po dwóch i pół godziny wyszliśmy. Lou był naprawdę zadowolony z tego tatuaża.
-Dziękuje ci Amy.
-Proszę.
-Ale dziękuje za ten wspaniale spędzony czas.
-Drogi Louisie Tomlinsonie. To ja tobie dziękuje że wtedy dałeś mi swój numer. Gdyby nie ty wtedy nie było by mnie tu teraz. Nie miała bym kolejnego tatuaża i nie poznała bym kolejnej wspaniałej osoby.
-To może dała byś się namówić na spacer. Wieczorem. Jak będziesz w Londynie? - Lou się trochę zająkał na co ja się głośno roześmiałam.
-Czy ty mi proponujesz randkę.? - chciałam go jeszcze trochę potrzymać w niepewności.
-Yy..nie...tak..to znaczy..tak jakby..
-Dobrze już dobrze. Z przyjemnością z tobą pójdę.
-Cieszę się.
-A teraz chodźmy na kolacje, głodna jestem.
-Ale..
-Spokojnie mojej mamy już nie ma..yy. poszła do pracy.
-Aha.
-Louisku mój ty kochany..- uśmiechnęłam się do niego.
-Słucham ja ciebie.
-Weź mnie na barana..
-Pomyślmy..- chyba nie muszę mówić że cały czas się śmialiśmy. Czułam się zajebiście w jego towarzystwie. Była bym w stanie poprosić go teraz o wiele rzeczy.
Lou popukał się palcem po policzka. Uśmiechnęłam się tylko i przyssałam się do jego policzka. Nie oderwałam od niego ust przez jakieś pół minuty bo chciałam zostawić na nim ślad, ale nie żeby to była malinka bo co by sobie o nim pomyśleli.
-Amy wariatko! - wydarł się ze śmiechem.
-Pocałować w drugi policzek??
-Nie dziękuje.
-Teraz mnie weź na barana.
-Wskakuj. - pochylił się a teraz ja wdrapałam mu się na plecy.

-Co chcesz do jedzenia..? Nie czekaj nic nie mów. Nie mam ochoty na gotowanie.Chodźmy gdzieś do restauracji.
-Jak chcesz. Może pojedziemy moim samochodem.?
-Może być.
-Wsiadaj.- Pokierowałam Lou do jakiejś knajpy. Jakiejś. Znaczy mojej ulubionej. Ja sobie wzięłam spaghetti a Lou kebaba i frytki. Najlepsze jedzenie.xd.

-Wiesz Amy jest już późno, muszę się zbierać.
-Szkoda.
-Mmm.. miło mi. Am..kiedy będziesz w londynie?
-Za 16 godzin 11 minut i 35 sekund.
-Będziesz jutro w Londynie.?
-Oczywiście. Akurat narazie przebywa moja siostra.
-a może ja po ciebie przyjadę.
-Skoro chcesz. Ale o 10 musiał byś tu być bo ja o 12 muszę być w Londynie.
-A ten nasz spacer to aktualny?
-Jasne. Czekaj na mnie przy Skate parku o 18, dobrze.?
-Jak sobie życzysz.
-Więc dobranoc, do jutra.
-Nie podwieźć cię do domu?
-Nie Dzieki pójdę do mamy.
-Więc dobranoc- Lou pocałował mnie w policzek i udał się do auta. Ja za to się odwróciłam i poszłam do szpitala. Mama stała akurat przy recepcji i brała jakieś papiery.
-No już myślałam że nie Przyjedziesz.
-Wiedziałam ze będziesz czekać.
-Opowiesz.
-Pogadamy jutro, nie jutro nie pogadamy bo jadę do Londynu. A masz trochę wolnego czasu?
-Nie bardzo. Właśnie karetka pojechała do wypadku i..
-Pani doktor jest pani proszone na sale operacyjną.
-już idę. Przepraszam cię Amy, ale muszę iść.
-Pa pa.- taa.. i znów zostałam sama.
Ruszyła głównymi ulicami Oxfordu w stronę domu. Zobaczyłam jakiś nowo otwarty klub, a przy nim kolejkę ludzi. Podeszłam zagadałam do ochroniarza i Weszłam bez kolejki. Rozejrzałam się do okoła po całej sali i zobaczyłam grupkę kolesi Podeszłam do nich, a oni się tylko na mnie popatrzyli.
-No co Kurwa nie poznajecie mnie?
-Że ty to ty?
-Że ja to ja.
-Szluge.
-Nie jonita- zasmiałam się z sarkazmem.
-A kiedyś była z ciebie taka grzeczna dziewczynka. Zero fajek zero alko.
-Ludzie się zmieniają. Mmm..mocne.
-Napijesz się.?
-Nie nie dzisiaj.

Wypiłam piwo i dokończyłam jonita i zmyłam się ok 2 do domku. Nie wiem jak tam reszta ekipy piła ale ja nie miałam zamiaru się upijać.

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Zarzuciłam na siebie szlafrok i Zeszlam otworzyć. W drzwiach ujrzałam uśmiechniętego Louisa.
-Co ty tu robisz tak wcześnie rano.?
-No przyjechałem po ciebie.
-Wchodź.
Po mnie? A my się umawialismy.?
-Nie panietasz.
-A która jest godzina.
-10:03
-Osz kurwa.
Daj mi 15 minut.- Lou się zaśmiał a ja szybko pobiegłam na górę.
Wzięłam szybki 5 minutowy prysznic, potem szybko założyłam jakieś dżinsowe rurki czarną bluzkę,czarne conversy w rękę czapkę wzięłam torbę którą przywiozła mi Viki ujmując tylko podr. Od maty. Wrzuciłam telefon kasę i słuchawki i zeszłam dół.
-Głodny?
-Nie. Ja jadłem. - uśmiechnął się.
-a tak w ogóle to Część Lou- Podeszłam i pocałowałam go w policzek.
-Siema Siema.
-to co jedziemy?
-Ta tylko wezmę Frugo.
-Po co ci Frugo??
-Muszę na jakiś czas zaspokoić głód.

-Wiesz Amy. Stąd jest kilka kilometrów do mojego domu. Może pojedziemy i zjemy śniadanie?
-Nie. Zjemy coś na mieście.
-Czyli jedziemy do mnie.
-Noo.. Lou no..
-Oj nie gniewaj się no..
-Przecież się nie gniewam..- zaśmiałam się i go pocałowałam w policzek.
-Ojeja jak miło..za co to?
- Że jak by to ująć troszczysz się o mnie i.. Chodźby dziękuje ci za to że po mnie przyjechałeś.-zająkałam się a on zaraz po mnie rozluźnił atmosfere swoim śmiechem.
-Wujek Louis zawsze do usług.

-Wow. Fajna chałupka. ChYba musiałeś wygrać w toto lotka.
-Ha ha. Nieee..
Wchodź..- otworzył drzwi przede mną a gestem zaprosił do domu. Ja mu się od razu władowałam się do kuchni.
-Ej ja ci dzisiaj zrobię śniadanie.
-Nie bo mi się chciało robić kolacji wczoraj.
Yy.. Co powiesz na tosty i marchewki w panierce. Gdy zaczęłam smażyć marchewki do kuchni przybiegł..hm.. Jakiś blondyn nie dosyć że w bokserkach to jeszcze zaspany.
-Louis ty robisz mi śniadanie- i rzucił się na mnie mocnonie przytulając. Zaraz nie wytrzymam ze śmiechu. Nic nie mówiłam tylko próbowałam powstrzymać śmiech. Po chwili ręką blondyn zaczął macać mnie po plecach, a potem po włosach.
-Louis to ty? - spojrzał w górę i zobaczył mnie znaczy że dziewczynę a nie jakieś zombie.
-Aaaaa.. - wydarł się i pobiegł na górę. My za to wybuchnelismy śmiechem i co chwilę udawaliśmy tego blondyna. po 5 minutach zbiegł na dół z pałką bejbolową i staną 5 metrów ode mnie.
-Kim jesteś i co robisz w moim domu.? - zapytał jakby lekko zdenerwowany.
-Jestem twoim aniołem. Zesłano mnie tu żeby ci robić codziennie rano śniadanie. ale skoro nie chcesz to nie. Może mnie ześlą do kogoś bardziej normalnego kto będzie mi wdzięczny za to że mu robię śniadanie a nie na mnie będzie z pałką bejsbolową.- udałam że się obrażam i skierowałałam się do wyjścia z kuchni.
Po chwili on do mnie podbiegł i uklękął przedę mną.
-Nie! błagam! Nie! Nie odchodź. Zrobię wszystko co chcesz tylko nie odchodź.-zaczął mnie całować po rękach.
-Dobra już ogarnij się. - zaśmiałam się i wróciłam do kuchni.

-Lou ja już muszę się zbierać.
-Hmm.. Szkoda.
-Spokojnie. Widzimy się dzisiaj wieczorem.
-Wiem, wiem. - uśmiechną się od ucha o ucha.
-No to narazie.
-Odwiedź cię?
-Nie dzięki, nie trzeba . Kawałek mam.
-Jak chcesz. To do wieczora. - pocałowałam go w policzek i wyszłam..

Gdy tak szłam myślałam sb po co ja w ogóle tu przyjechałam. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Liama.
-Cześć Liam.
-no Cześć Amy.
Coś się stało?
-Nie..znaczy tak.. Potrzebuje twojej pomocy.
-Jestem do usług.
-Zalozylam się z siostrą i tak niby przegrałam niby wygrałam ale muszę wykonać zadanie z zakładu.
-A jakie jest to zadanie.
-Pocałować jakiegoś chłopaka na ulicy.
-Uhuhhho.. Ostro.- zaśmiał się.- A w czym niby ja ci tam pomogę??
-Bo nie chce całować byle jakiego kolesia na ulicy.
-Aha. I że niby tym chłopakiem mam być ja.?- zaśmiał się.
-Emm.. Tak..
- Osobiście ci powiem że ja dzisiaj nie mogę poprostu nie wyrobie się. Przkro mi.
- Nosz Kurwa- zaklnęam cicho.
-Ale za to mogę ci przysłać kumpla . On napewno się zgodzi.
-Może być. Tylko błagam cię. Nie zawiedź mnie.
-Spokojnie.
-Dziękuje.
-Zadzwonie do ciebie gdzieś za pół godzinki.
-Ok.

Ruszyłam do hotelu w którym na pewno będzie tata i Maya.
Hmm.. Z tego co pamiętam to był pokój 216.Zapukałam i oparłam się o framugę.
-Cze.- Weszłam sobie do jej pokoju.
-No Siema Siema. Wiedziałam że Przyjedziesz- uśmiechnęła się cwaniacko.
-I Miałaś rację. Tylko pytanie po co przyjadę.?
-No ten... No do biura.
-Błąd. Przyjechałam tu tylko po to żeby wykonać zadanie.
-Ty naprawdę jesteś Pojebana
- dziękuje. Za półtorej godziny (14:30 )masz być gotowa.- rzuciłam i wyszłam.
Napisałam Liamowi sms-a żeby jego kumpel tak ok. o 3 (15:00) przechodził ulicą Oxford Street.
Po chwili Liam sam zadzwonił.
-Hallo?
-Co tam?
-Poprostu niech ten twój kumpel ok. 3 przechodzi przez Oxford Street. Niech sb idzie i się nie zatrzymuje ją go poznam. Tylko mi musisz wysłać jego zdjęcie.
-Dobra.
-Jeszcze raz Dzieki.

Wkońcu udałam się do jakiejś restauracji, knajpy, pizzerii, lokalu czy chuj wi czego się najeść.

--------------------

Uhuhuu!

No nareszcie udało mi się skończyć :))
To nie prawda co pisze Majka że się rozleniwiam, no może ma trochę racji, może trochę więcej niż trochę ale wczoraj znaczy dzisiaj byłam na weselu i miałam dosyć bo dopiero prawie o 7:30. poszłam spać a obudzilam się przed 10 xd.

Pewnie domyślacie się o którego z chłopaków chodzi. :) Potem z tego zakładu a mianowicie pocałunku trochę się namięsza.

Rozdział wyszedł trochę dłuższy niż zwykle ale sama wiem że końcówkę zjebałam bo ją pisałam rano i to taka kaszankę wyszła .

Aaa.. Co do nowego bloga to postanowiłam go założyć.. Nie wiem czy to dobry pomysł ale się okaże w krótce :D

Do zooobaczyska :p

Karlee.

posted from Bloggeroid

wtorek, 21 sierpnia 2012

Nowy blog.?

_Kochane_ ;))

Ostatnio do mojej głowy wpadł pomysł na nowego bloga. Szczerze jestem nim zachwycona, _ale_ nie wiem czy to.ma sens. Bo nie chce aby mój kolejny blog okazał się porażką .
Nie wiem co wy o tym myślicie, a mi szkoda marnować tego pomysłu.

_Kocham was_ <3

Karlee.

posted from Bloggeroid

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Boże, Amy, zmienień dilera! - 10

Po obejdzie Harry i Viki zaoferowali się do zmywania naczyń. Nie musieli wiedzieć, że mamy w domu zmywarkę, więc niech się trochę pomęczą. Stałam tak i przyglądałam im się uważnie. W końcu nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem.
- Coś nie tak?
- Nie, skądże. - Podeszłam do szafki i ją otworzyłam ukazując im zmywarkę.
-Ty...! - syknął Harry i przerzucił mnie przez ramię. Co mnie jeszcze bardziej rozbawiło. - Boże, Amy, zmienień dilera! - zaśmiał się Loczek.
-Więc gdzie idziemy?
- Em... na 'sofę tortur'- powiedziawszy to rzucił mnie na sofę i zaczął łaskotać.
- Harry debilu! Nici z twoich tortur.
- Wcale, że nie?
- A właśnie, że tak.  - odparłam. - Nie. mam. łaskotek.- wymówiłam każdy wyraz wyraźnie i z dostatecznie długą przerwą między nimi.
- Hmm... - udając minę myśliciela usiadł na kanapie i zaczął obmyślać kolejny plan. Oparł głowę na dwóch palcach prawej ręki, ściągając usta i przybierając tym samym pozę filozofa. A jako, że do mądrych nie należał, tak i ta rola mu nie pasowała, więc po raz kolejny wybuchnęłam śmiechem. Obrzucił mnie jadowitym spojrzeniem.
- Już się tak nie wysilaj z tym myśleniem, bo się spocisz. - zaśmiałam się, stając za nim i poklepując go po główce. Następnie wróciłam do kuchni do Viki, która przyglądała mi się uważnie.
- Co? - zapytałam.
- Nie, nic. - odpowiedziała z uśmiechem. Dobra, nie to nie, nie będę naciskać.

Nasza "słitaaaśna" parka rzeczywiście się o trzeciej zgarnęła. Nie wyganiałam ich ani nic, żeby nie było. Bez przesady, nie jestem aż taka. Kędzierzawy nie wymyślił jak się na mnie zemścić. To oznacza, że albo zapomni, albo będzie myślał nad tym do... kiedyś tam. Kiedyś chyba mnie jeszcze spotka. Ale za bardziej prawdopodobną w przypadku tego debila uznałam wersję pierwszą.

Poszłam na górę do swojego pokoju. Rzuciłam się z laptopem na łóżko. Sprawdziłam pocztę i jakieś tam portale. Po stwierdzeniu, że nic ciekawego już tu nie znajdę, zamknęłam sprzęt, odkładając go na miejsce.

Poszłam do kuchni. Sięgnęłam czystą szklankę, a następnie wyjęłam pomarańczowy sok z lodówki, chwilę później napełniając nim naczynie.  Zdążyłam upić tylko jeden łyk, ponieważ rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Ostawiłam szklankę na blat i ruszyłam otworzyć. Louis.
- Heeej! - przeciągnął na powitanie z wesołym uśmiechem.
- Heeej - przedrzeźniłam go, na co uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jeśli to w ogóle było możliwe. - Wejdź - przepuściłam go do środka. Wskazałam salon, do którego chwilę później się udaliśmy.
- Napijesz się czegoś? - spytałam. Wypadało być uprzejmą.
- Nie... dzięki. - odparł, po raz kolejny rzucając mi uśmiech.
- No to, że tak spytam... Czemu dzwoniłeś i czemu to nie była sprawa na telefon? Co się stało? - spytałam prosto z mostu.
- Spokojnie, nic poważnego. - uśmiechnął się. Ponownie.
- To czemu tak ci zależało na osobistym spotkaniu?
- Bo przez telefon nie mógłbym zrobić tego... - rzucił tajemniczo, po czym uważnie mnie obserwując zaczął się niebezpiecznie zbliżać. Jednak on nieoczekiwanie objął mnie ramionami i po prostu mnie mocno uściskał jak pluszowego miśka.
- Oni mi ukradli mi marchewki! - zaczął płakać. Wytrzeszczyłam ze zdziwienia oczy.
- Słucham? - spytałam słabo.
- Ukradli mi moją największą miłość. Moje marchewki mi zakosili! - pożalił się. Odsunęłam go od siebie na wysokość ramion. Przyjrzałam mu się z podejrzeniem, że coś ćpał. Jednak jego oczy były normalne i ogólnie nie zauważyłam nic, co by na to wskazywało.
- Dzwonisz do zupełnie obcej dziewczyny i prosisz o spotkanie z nią, tylko i wyłącznie po to, żeby się do niej przytulić i pożalić, że ktoś ci zjadł jakieś tam marchewki?! - chciałam się upewnić.
- Em... no... tak. - odparł szczerze i na jego twarzy znów zagościł szeroki uśmiech. Zaczęłam się głośno śmiać. Cała ta sytuacja wydała mi się tak komiczna! Louis w pierwszej chwili się zdziwił moją reakcją, jednak po krótkim czasie dołączył do mojego rechotu. Którego oboje nie potrafiliśmy opanować.
- Boże, Amy, zmień dilera! - wykrzyknął wciąż się śmiejąc. Dostałam jeszcze większego "napadu"
- A wiesz, że już to dzisiaj usłyszałam?
- A widzisz... - westchnął. - Widocznie rzeczywiście powinnaś tak zrobić...
- Możliwe - ponownie zachichotałam. Do naszych uszu dobiegł odgłos otwieranych drzwi. Wstałam sprawdzić kto to. Mama.
-Dzień dobry. - przywitała się dość dziwnie. Trochę to zabrzmiało zbyt oficjalnie i zastanawiałam się o co jej chodzi.
- Dzień dobry - zabrzmiało tuż nad moją głową. Louis stał tuz za mną. Mama spojrzała na mnie pytająco.
- Mamo to jest Louis. Louis to jest mama.
- Miło mi panią poznać. - chłopak grzecznie do niej zagadał.
- Mi ciebie również. Amy nie...
- Tak właściwie - przerwałam jej. - to my się mieliśmy właśnie zbierać, prawda Lou? - posłałam mu znaczące spojrzenie. Chyba mniej więcej zrozumiał.
- Tak, tak.
- Aha... - westchnęła rodzicielka. - W takim wypadku nie będę wam przeszkadzać. Bawcie się dobrze. - powiedziała jeszcze zanim zamknęliśmy za sobą drzwi. Przeszliśmy w ciszy mały kawałek i dopiero po chwili zabrałam głos.
- Chciałam uniknąć zbędnych pytań mamy. - wyjaśniłam bez ogródek.
- Rozumiem. To... gdzie idziemy? - spytał.
- Mam pewien pomysł... - uśmiechnęłam się chytrze. - No chyba, że się boisz? - spojrzałam wyzywająco. Teatralnie rozejrzał się wokół siebie sprawdzając czy nie ma tam nikogo.
- Ja? No coś ty... Co to za pomysł?











Przepraszam bardzo, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział...

Mam nadzieję, że przynajmniej w połowie sprostałam waszym oczekiwaniom co do rozdziału i mnie. Piszcie szczerze jak się spodobało ;)


wtorek, 14 sierpnia 2012

Thank you that you are.!- 9

Co?? Drapaczka do pleców?? Na przeprosiny.?! Ten człowiek naprawdę się domaga śliwy pod okiem. Przecież umawialiśmy się na bukiet róż!
-Harry pozwól na słówko.
-Wybacz Amy ale chciałbym popatrzyc jak moja ślicznotka cieszy się z prezentu.- Viki była przerażona. Widziałam to w jej oczach. Nie widziała czy się cieszyć czy płakać z głupoty Harrego.
-Kretyn. Żałuję że wogóle wpuściłam cię do swojego domu więcej tego błędu nie popełnienie. - zabrałam Viki tą głupią drapaczkę do pleców i tak poprostu złamałam.- Wynoś się z mojego domu i już Nigdy tu nie wracaj, nigdy. Rozumiesz? - nie byłam na niego zła. Niby dlaczego.?
Ja tylko byłam na niego wściekła.
-Jak mogłaś to był prezent dla Viki.
-Ty dupku. Wypierdalaj!- Chłopak wyszedł bez chwili zastanowienia. Lecz po chwili zadzwonił dzwonek.
Otwierając drzwi ujrzałam...
Harrego, albo raczej bukiet róż. W duhu uśmiechnęłam się ale w realu byłam na niego nadal wściekła.
- Przepraszaszam Viki. To miał być żart.
Wiesz że cię kocham.
-Jakoś ci to nie wyszło - odburkneła.
-Stop.- krzyknęłam.- Chodźcie ze mną.- zaprowadziłam ich do jednego z pokoi.- Więc możecie się tu 'miziać ' ale nie na moich oczach, bo zaraz zacznę rzygać tęczą. Życzę miłego wieczoru a tymczasem żegnam. Kolacja będzie za pół godziny.- Nie czekając na odpowiedź wyszłam z pokoju.
Zeszłam na dół i rzuciłam się na kanapę w salonie.
-I co ja mam wam zrobić na tą kolację? -obróciłam się na drugi bok i poczułam coś twardego w okolicach brzucha. Okazało się że telefon mi wypadł z kieszeni. No tak jedno nieodebrane połączenie i wiadomość.
-No ten tego..., a on czego chciał..? -zamruczałam sama do siebie.
' Proszę cię napisz gdzie i kiedy możemy się spotkać? L '
Szczerze mówiąc nie wiedziałam co mu napisać, bo nie wiedziałam kiedy wyjeżdża Viki z Harrym, a nie chciałabym żeby się spotkali. Bo wtedy by się zaczęły te denne pytania: 'To twój chłopak','Gdzie się poznaliście',' Długo się znacie' bla, bla, bla.. i te zjebane pytania.
Zapukałam do 'ich' pokoju.
-Sory że pszeszkadzam. O której jutro jedziecie?
-No ten około 3 Pm.
-Dobra spoko. Dzięki.- Odpisałam Louisowi żebyśmy się spotkali jutro u mnie o 4 Pm . Ciekawość mnie zrzera czego on ode mnie chciał. Koleś mnie rozwala. Nie zna mnie a już mi wyjeżdża z tekstem że coś tam, coś tam.
Ale to wszystko jest skomplikowane. Nawet mój mózg nie ma siły o tym myśleć, ale wymyślił za to żeby zrobić spagetti.
To nie było trudne ale za to pyszne. Ponownie udałam się do pokoju Viki i Harrego.
-Zejdźcie na kolację.- rzuciłam krótko i wyszłam.

Po kolacji chciałam pozmywać ale Viki powiedziała że zrobi to za mnie. Do mojego pokoju ktoś zapukał, akurat tuliłam się do Hazzuni.
-Proszę.
-Em.. Amy nie wiem.. nie miałabyś pożyczyć mi jakiejś bluzki..?
-Huehue.. może być moja? - Harry chyba no początku się lekko speszył ale potem zrozumiał aluzje i wyluzował. - wchodź i Siadaj.- poklepałam miejsce obok siebie na łóżku. Sama za to schyliłam się i Wyciągnęłam dość spore pudełko spod łóżka. Na samym wierzchu leżała czarną bluzka z napisem:
' I love your smile, I love your sleepy voice and mesmerizing love your iris. Thank you that you are. '
-Co to?
-Emm.. tą bluzkę kupiłam kilka miesięcy temu dla mojego kuzyna. No ale on wyjechał i obiecał że w przyjedzie. Minęło pół roku a jego nie ma. Przypadek.?
-Nie będę nikogo osądzać po opowieści. A myślałem że to ja mam hipnotyzujacę tęczówki- poruszał śmiesznie brwiami.
-Nie zdążyłam im się nawet przyjrzeć.- pokazałam mu język.
-Ale dlaczego zaspany głos.?
-Bo jak zawsze był u mnie to go budzilam o 8 rano, a on ciągle mówił to samo: Jeżeli się nie pali, nie ma zagłady i jesteś Amy wyjdź z mojego pokoju siło nieczysta.
-Wszystko jasne. - podałam mu t-shirt.
-Jest twoja.
-Dziękuje. W zamian rekompensaty ją jutro robię śniadanie.
-Świetnie. A i przyślij Viki dam jej jakieś piżamy.
-Spoko. Na dole stoi twoja torbą z laptopem.
-Wiem.Dzięki. - Harry wyszedł a ja Chwyciłam słuchawki i telefon i zatopiłam się w słowach 'Look after you'.
Nawet Nie wiem kiedy odplynełam.

obudziłam się jakoś o 11:34 Pm. Zeszłam po cichu na dół ja wchodzę do kuchni a tam Viki i Harry.
- Prezerwatyw w domu nie ma.. chyba że macie swoje- zasmiałam się z sarkazmem.
- Raczej nie będą potrzebne.
- Phi..
-Czy to była kpina?- rzuciła Viki z udawaną złością w głosie.
-Nie skąd że? Ale na wszelki wypadek uważajcie. Nie sądzicie że jesteście jeszcze za młodzi żeby pakować się w gównianą robotę.?
-Dlaczego Odrazu gównianą..?
-No wiesz te smierdzace kupy i pieluchy..- ryknełam śmiechem i jak najszybciej wybiegłam z kuchni.
-Amy zabiję cię kiedyś.
-Dobranoc. - rzuciłam szybko chcąc uniknąć dalszej konwersji. Szybko się wykompałam i nie mając już siły obczajania Tt ponownie zasnęłam.

Tym razem obudził mnie piękny zapach Hmm... jajecznicy? Nawet się nie ogarnęłam tylko szybko zbiegłam na dół.
- Haaaaaaaaaaarry.! Wydarłam się ze schodów.- jak ja cię kocham .
-Wiem, wiem nie musisz mówić. Siadaj i jedz.
-No ale włącz radio.
-Oh.. Am.. ale ty masz kaprysy.- Harry na moją prośbę włączył radio.
-O!- krzyknęłam głośno- to jest dobre. Ja sobie ostatnio stoję przed lutrem i susze moje loczki a tu leci 'What.Makes You Beautiful'. No i skończyło się na tym że suszarka posłużyła jako mikrofon- głośno wybuchnęłam śmiechem, a zaraz za mną Harry. -
-A gdzie Viki.?
-Śpi jeszcze..
-No cóż.. po upojnej nocy musi odpocząć..- zasmiałam się.- jak było? - szepnełam mu na ucho na co on zrobił się czerwony że złości i rzucił we mnie jajkiem.
-Gdyby nis te drzwi miałabym już jajecznicę na głowie.- wzruszyłam ramionami i poszłam na górę.
Wchodząc do garderoby tak sobie pomyślałam co by tu ubrać. Niee.. Spojrzałam za okno..- mrzy.
To najgorsze co może być.- deszcz kiedy ty masz dobry humor.Ubrałam więc czarne rurki, czarny t-shirt i niebieską bluzę. Żeby mi już włoski nie zmokły założyłam niebiesko czarną czapkę z New Yorka.

-Harry.! Wychodzę.Wrócę za godzinę.Dom ma być cały, no i mam nadzieję że się rozumiemy. - Poszłam do pierwszego lepszego supermarketu i zrobiłam zakupy na 2 dni i przy okazji coś na obiad. Trochę mi zeszło w tym supermarkecie, no bo gdzie jak gdzie ale po spożywczaku mogę chodzic cały dzień. Wracając zachaczyłam o sklep Katherine.
-Cze Kat.
-No hej Am.
-Jakaś nowa dostawa trampek albo conversów.?
-Emm.. nie. Przyjdź jutro tak ok 11 am. powinny już być.
-Dzięki.

W domu czekała mnie miło- nie miła niespodzianka.
-Amy gdzieś ty się 4 godziny włuczyła?
-No.. chodziłam po supermarkecie potem wpadlam do Katherine..
-Miało cię nie być godzinę a cb nue było 4. Martwiliśmy się i Ciebie.
-Ludzie wyluzujcie. Jestem już dużą dziewczynką i do tego dorosłą. Umiem o siebie zadbać.
I żadnego ale..- wyprzedziłam odpowiedź Viki.- A teraz zapraszam was zrobimy obiad.

---------------------------------

Cze ;)
Przepraszam was że tsk dość długo nie było rozdziału, przepraszam że taki krótki i przepraszam kochane za tą kaszankę z tym blogiem. Ale cieszę się że nadal mogę pisać. Pewnie zastanawiacie się czemu rozdział jest taki krótki?
Otóż chciałabym żeby następny rozdział napisała Amy, wkońcu to w większej części był jej pomysł z Lou. Jak narazie jeszcze nuc nie wie ale myślę że się zgodzi napisać.

Kocham was <3

Karlee.

posted from Bloggeroid

sobota, 11 sierpnia 2012

Niosę radosną nowinę ;)

Hej, tu Amy ;)
Piszę tutaj, żeby powiadomić, że ostatnią notkę możecie uznać za nieważną! <jupi> Blog będzie prowadzony nadal, chociaż nie wiem jakim cudem się w to wplątałam :D Jednak to nie oznacza, że Karlee. nas opuszcza! <jupi x2>

Dobra, wypadałoby jeszcze coś napisać...
Mam już jednego bloga: http://thereason-forthatsmile.blogspot.com/. Postaram się godnie dotrzymać towarzystwa Karlee. . Nie będziecie się musieli rozstawać z jej tekstami, spokojnie ;) Ja po prostu postaram się jej pomóc, jednakże cała idea i plany są jej. Możliwe, że zdarzy się jakiś rozdział napisany przeze mnie, ale jeśli się takowy pojawi, to tylko za zgodą założycielki ;)

To chyba tyle. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży i mnie nie znienawidzicie ;D

See ya! ;)

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

A masz moc teleportacji.? - 8

-A więc słucham..?
-Ale to nie rozmowa na telefon..
-Proszę cię Louis.. nie możesz teraz powiedzieć..?
-Nie ściany mają uszy..
-Dobrze.. więc słucham co proponujesz...?
-Spotkanie..?
-Gdzie i kiedy.?
-nawtet za 10 minut..
-A masz moc teleportacji?? Możesz użyć teleportacji łącznej - gdy się będziesz teleportował, druga osoba musi tylko cię trzymać. Teleportacja łączna była trzykrotnie używana w Księciu Półkrwi, gdy Harry się teleportował z Dumbledorem z Privet Drive do domu Horacego Slughorna i z domu Slughorna do Nory...
-Proszę skończ już.!
-... oraz ze skały nad morzem do Hogwartu, oraz w Insygniach Śmierci, gdy Harry, Ron i Hermiona zmieniali miejsce pobytu i gdy Yaxley teleportował się z Hermioną na Grimmauld Place 12.
-Boże Dziewczyno przeczytałaś wszystkie części Harrego Pottera czy jak??
- no tak po skrócie...
- Jasne..
ale dlaczego mam się niby teleportować..?
-Bo dzieli nas kilkadziesiąt mil??
-Ee.. to gdzie ty mieszkasz??
-W Oxfordzie.?
-A jutro??
-Nie da rady...jestem zajęta..
-Proszę.. to dla mnie ważne..
-Dobrze.. napisze ci sms ze szczegółami spotkania ok?
-Dziękuje ci..
-Sama się sobie dziwię że wytrzymałam tą denną rozmowę.. cześć.. -rozlaczyłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko. Rozejrzałam się uwaznie po pokoju szukając wzrokiem.. czego..? tak właściwie to sama nie wiem..
-jesteś kochanie..- wysyczałam do koperty leżącej na półce. Otworzylam ją nie patrząc nawet od kogo jest . Zaczełam czytać pierwsze słowa.
' Szanowna pani Amy Grande'
Z przykrością informujemy że konkurs ' Music is me' dniem 27.04.2012 zostaje odwołany z powodu braku funduszy. Za utrudnienia serdecznie przepraszamy. Konkurs zostaje przeniesiony na miesiąc czerwiec ( konkretną datę i szczegółową datę prześlemy pani na pocztę e-mail lub listem) a narazie w ramach przeprosin chcielibyśmy zaprosić panią na ognisko na którym spotkać będzie można 5 brytyjskich zespołów typu Avril Lavigne, Linkink Park, One Direction, Ac/Dc, Dżem. Na imprezę zapraszamy z osobą towarzyszącą ( osoba Ta musi osiągnąć wiek pełnoletnosci +18).
Impreza zamknięta- 05.05.12r. oficjalne rozpoczęcie godzina 4 Pm (16:00) zakończenie 5 am. Potwierdzenie o swoim przybyciu proszę zgłaszać w miejscu rejedyracji ( Londyn).
Organizatorzy'

W chuj z tym wszystkim! Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. W tym wypadku nie ma sensu jutro ściągać tutaj Justina i Ashley znad morza. Dam im wolną rękę i trochę wolności. Ciekawe z kim pójdzie Justin i Ashley.-Do mojego mózgu napływały miliony myśli jak również milony sposób którymi bym zabiła tych pierdolonych ' organizatorów' za spierdolenie sprawy. Nie sądzicie że to dziwne..? Najpierw dostaje list z przeprosinami za konkurs a teraz zaproszenie na jakieś jebane ognisko.? To na konkurs 'funduszy' nie ma a na jakieś gówniane ognisko kasę mają..? To jest absurd.. i czyste oszustwo ludzi. Robią z ludzi debili żeby ukartować swoje lenistwo. I to się do chuja nazywa społeczeństwo. Starzy męczą dzieci żeby rozwijały się od młodych lat bo potem może być za późno a tu Kurwa jedno wielkie gówno, a kiedy ci już zmuszeni przez rodziców bez prawa wyboru biorą udziały w tych durnych szopkach robiących z nich debili ci nie dają im szansy. Dostrzegam również zalety takiego 'X Factora'- ludziom udaje się przejść dalej. Gdy te ' wyjątki ' dochodzą do finału i odpadają ryczą bo robili sb złudne nadzieję że jakieś debile przed telewizorem pokochają ich struny głosowe, a jury podziwia ich chociaż w głębi duszy uważa że to tandeta ale nie powiedzą ci co o tym myślą tak na prawdę bo to co spiewasz bardziej ich śmieszy niż zadowala. A gdy już zajmujesz to 3 miejsce sikasz ze szczęścia. Może i sukces ale co z tego potem mam..? Nic. Tylko w kilku odcinkach po fałszujesz trochę i spokój. Strata czasu. Wolę konkursy z werdyktem na koncu wszystkich występów. a Rząd pod względem organizacji takich konkursów nie chce pomagać ludziom woli jechać na wakacje. Ja wcale nie ubliżam żadnemu rządowi to poprostu słowa prawdy - wypowiadają się młodzi.
Pewnie po tym monologu pomyślicie że jestem jakaś nienormalna ale to tylko prawda a nawet powiem więcej. Mimo mojego wieku było mi dane znalezdź się za kulisami i dziękuje Bogu że byłam tam wtedy i moje loczki przyciągały uwagi jakiś debilnych jurorów. Byłam wtedy z Viki powiedział jej wtedy że ' takie programy rządzą się własną polityką. Liczy się oglądalność a nie zdolności uczestnika. Czy chcesz czy nie musisz się liczyć ze zdaniem tych wyżej: jury, uczestnicy'
Przed finałowym odcinkiem jeden z realizatorów powiedział jej wprost: ' Tym razem cię zjadą'. Rzeczywiście tak było. Viki dostały 3 razy nie.
I wcale mnie to nie dziwi. Taki układ: realizuje się własną koncepcję. Producenci patrzą ma wygląd m rodzaj piosenki a nawet wygląd. Bezsens, nie?

Koniec tego gadania przejdźmy do realu. Zostałam w domku sama. Lubie ten stan. Wystawiasz kolumny na balkon, podłanczasz je do kompa.. podbicie basów i nawalasz najlepsze piosenki.. Nie zdążyłam jeszcze dobrze kolumn podłączyć a tu już dwonek do drzwi.
-Nosz Kurwa Mać!! - wydarlam się na cały dom. Byłam zła że ktoś przeszkadza mi właśnie w takim momencie. Otworzyłam drzwi i na mojej buzi pojawił się smail.
-Viki.. wchodź.- dziewczyna przekroczyła próg domu stając w korytarzu. Myślałam że mówiąc 'wchodź' zrozumie że ma wejść do salonu a nie czekać w korytarzu. Mniejsza o to. Zamknełam drzwi i Pokierowałam się w stronę salonu.
-Ey Viki s gdzie ty masz moją torbę??
-Właśnie chciałam ci powiedzieć żebyś nie zamykala drzwi bo mój kolega zaraz ją przyniesie. - I w tym o to samym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi.
- O wilku mowa. - Otworzylam drzwi, ale zarówno jak szybko je Otworzyłam tak samo szybko je Zamknełam z 3 krotnie większym hukiem.
-Co on do chuja pana tu robi??
-Ee.. Harry mnie tylko przywiózł.
-Jasne a ja tego niepełnorozwoja mam trzymać może pod swoim dachem..? Zapomnij!
-Daj mu chociaż wytłumaczyć... chce przeprosić..daj mu...
-..szansę? Nie ma mowy.. stracił ją z dniem kiedy zakpił sobie ze mnie i mojej dobroci. Ja przyjechałam wam z pomocą a on Kurwa co? Idzie sb na imprezę i nie umie docenić tego że ktoś mu chce pomóc.
Chwyciłam butelkę wody i wyszłam przez balkon na taras za domem. Dobrze że na stole stały szklanki bo inaczej uraczyła bym tą butelkę swoją śliną co nie jest w moim zwyczaju. Gdy usłyszałam otwieranie drzwi moje ciało nawet nie drgnęło. Nie miałam najmniejszego zamiaru obracać się i patrzyć na tego niedorozwoja.
-Amy..bo ja chciałem cię przeprosić.-
Tym razem ja nie wytrzymałam. Zamachnełam się i ( z pół obrotu) straciłam szklankę ze stołu która przeleciała nad krzesłem i roztrzaskała się pod wpływem uderzenia o kamień. Obrociłam się do nich przodem spoglądając z grozom na lokatego.
-Zapytam poraz drugi: CO..TY..TU..DO..CHOLERY...ROBISZ??!!
-Amy nie denerwuj się.
-Zamknij się Viki! Najlepiej zostaw nas samych.. Czyż nie sądzisz harry że nie ma sensu wplatywać Viktori w nasze nędzne porachunki?
A więc droga Viki skocz do kuchni i wyciagnij lód.
-Po co?
-Harremu się z pewnością przydadzą.
A teraz wyjdź.!
-Tylko go nie zabijaj.- zamknęłam za nią drzwi balkonowe i wróciłam do mojego 'towarzysza'.
-Siadaj!- rozkazałam Harremu. Trochę strachu i adrenaliny mu nie zaszkodzi. Może się nauczy że to był błąd robiąc ze mnie swoją 'marionetkę ' którą można pomiatać. A ja zaczerpię z tego trochę frajdy. Sama Usiadłam na stole obok jego krzesła.
-Więc słucham co masz do powiedzenia..- zaczęłam spokojnie
-Am uwierz ja nie chciałem aby tak wyszło.
-Po pierwsze nie mów do mnie 'Am' a po drugie: sam to spierdoliłeś.-Wydarłam się na niego. No może to pierwsze było wypowiedziane ze spokojem ale dało się wyczuć że zaraz wybuchnę. Stanełam przed nim i popatrzyłam na jego minę dezorietacji.-Co ty Kurwa myślałeś.? Że po tym jak mnie potraktowałeś rzucę ci się w ramiona i przyjmę przeprosiny..?
-Ale..
-Nie przerywaj mi! Nie nie rzuce ci sie w ramiona i uwierz mi że to bolało. Ja tobie się poznać ze strony dobrej i kochanej dziewczyny , a ty zawiodłeś moje zaufanie. Przynajmniej dowiedziałam się jak traktujesz dziewczyny.- Nie wiem jaki Harry chciał wykonać ruch ale wstał i zaczął się do mnie zbliżać- Siadaj! - wydarlam się na niego. Stanęłam za nim i delikatnie pociągnęłam za jego loki odchylajać jego głowę do tylu sprawiając że musiał mi spojrzeć prosto w oczy. Teraz dopiero dostrzegłam jak Harry baemrdzo sir mnie wystraszył i się boi.
-Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałam nie przestajac mu się gapić w paczydełka. Nie wiem jak Harrego spojrzenie działa na inne dziewczyny ale na mnie nie działa.
-Ale nie będziesz krzyczała już na mnie.
-Obiecuję nie będę.
-Poprostu jestem typem imprezowicza, poprostu nie umiem odmówić komuś kto mi proponuje imprezę.- poczochrałam jego loczki i niewinnie Stanęłam przed nim rozkładając ręce.
-I co ja mam teraz z tb zrobić?? - uśmiechnęłam się do niego co on odwzajemnił.
-Najlepiej przytulić.- chłopak wstał i chciał mnie przytulić ale.. ja go odepchnęłam.
-Dlaczego to zrobiłaś?? - z jego twarzy znikł już uśmiech.
-Najpierw kochanie pójdziesz do kwiaciarni kupisz wielki buuuuuuukiet róż dla Viktori przytulisz ją pocalujesz i..
Kochasz ją??
-Oczywiście że tak..
- ...i że ją kochasz. A jeśli zapyta dlaczego to zrobiłeś powiesz jej że ja cię wygnałam i jak przechodziłeś obok kwiaciarni kupiłeś jej kwiaty. Czaisz?
-Noo..
A.. Amy..?
-Czego?
-A jak już to zrobię to nie będziesz się już na mnie gniewać.
-Nie.- uśmiechnęłam się delikatnie co wywołało smiech u Harrego.
-Wynoś się z mojego domu!!- wydarłam się na całe gardło. Mam nadzieję że Viki słyszała i mam nadzieję że Harry zaczaił o co mi chodzi. Puścił oczko i wyszedł. Czyli jednak nie jest taki głupi jak mi się wydawało.
Viki napewno mnie słyszała. Tego nie można było nie słyszeć. Zaśmiałam się w duchu i udając wkurwienie Weszłam do domu. To się nazywa : ' Dobra mina do złej gry'.
-Coś ty mu do cholery zrobiła?
-Nic. Wypierdoliłam z mojego domu, a coś nie pasuje?
-Tak nie pasuje. Nie przyjechalby przeprosić- Źle. Przyjechał przeprosić- Źle.
Kurwa dziewczyno zdecyduj się czego ty wreszcie chcesz.
-A ty jak chcesz to możesz wyjść za nim.
-A żebyś wiedziała że wyjdę.
-Siedź. Przejdzie mu to wróci.
- A skąd ty to możesz wiedzieć?
-Bo mam większe doświadczenie wśród facetów Czaisz?
-Dobra dobra. Ja nie mam zamiaru tak bezczynnie siedzieć. Ide wskoczyć pod prysznic.. - minęłam dziewczynę i szybko udałam się do jednego z pomieszczeń zerkając na głupi wyraz twarzy Viki.

Teraz wszystko wyjaśnię:
Pierwsze pytanie jakie zapewne nasówa się na myśl to 'Skąd ja wiem o zalotach Harrego?'
Odpowiedź jest prosta. Dzisiaj gdy dzwoniłam do Viki Ta była taka podniecona że opowiedziała mi wszystko od cudownie przeżytej nocy. Aww.. bardzo słodkie. Mogę już rzygać?
Niezbyt znam Harrego ale chce mu pomóc. Dlaczego?
Viki to wspaniała dziewczyna, myślę że by do siebie pasowali a skoro ona dała mu szansę to coś oznacza, nie? No a losowi czasami trzeba pomóc. A o tym też świadczy sposób w jaki ona o nim mówi. Nie chciała bym widzieć jej i jego podniecenia podczas współżycia. Jej pewnie sperma uszami wychodzi, a ona pewnie jak Harremu wsadziła język do gęby to mu flaki wyszlamowała. Ha ha to musiało komicznie wyglądać.

Viki
Strasznie się martwiłam o Stylesa. Przecież nie wiem na ile go stać co może zrobić. Chyba rzeczywiście coś nas łączy nie sądzicie?
Przecież o przypadkowego gościa bym się nie martwiła. Zgodnie z kolejnością rzeczy wykąpałam się, ubrałam i Zeszłam na dół.
-Przepraszam a ty się gdzieś wybierasz??
-No a do domu mam jechać nago?
-Przecież wy tu zostajecie..
-Nie bo starzy nic nie wiedzą po za tym nie uwierzą mi jeśli im powiem że byłam u cb. Będą się srali że się szlajam po nocach.
- Z tego co pamiętam jesteś dorosła, nie?
-No ale.. wiesz..chce uniknąć zbędnych awantur.
-Jak będą się srali to powiedz że ja mogę im potwierdzić że byłaś u mnie.
Chodź dam ci jakieś piżamy.- coś się kryło za tą dobrocią Amy tylko cholera jeszcze nie wiem co.
Wzięłam od Amy te piżamy i po przebraniu Zeszłam na dół. Amy siedziała na fotelu i popijając sok pomarańczowy głupio wlepiala wzrok w sufit.
-Martwię się o niego..- przerwałam ciszę wypełniającą to wnętrze.
-Nie ma potrzeby..- rzuciła.krótko jakby chciała się pozbyć mojego gadania.
-Jeżeli Harry nie wróci w ciągu pół godziny idę go szukać.
-Tak? - uniosła jedną brew- a mi się wydaję że Mrs. Harry nadchodzi.-Odruchowo Spojrzałam na drzwi. Stał w nich nikt inny jak Harry. Odrazu rzuciłam mu się na szyję.
-Skarbie bałam się o cb.
-Niepotrzebnie. Viki chciałem cię przeprosić i w związku z tym kupiłem ci to..

----------------------------------------

Sieeeema.. :)

Przepraszam za to wredne zakończenie , ale nie mogłam się powstrzymać... ;)

Napewno się nie spodziewaliście takiego zakończenia, ale zbyt dobry miałam humor pisząc to żeby nie zrobić żaaartu, lecz uśmiech znika z mojej twarzy gdy przypomina mi się liczba komentarzy. No nie ma co: jest ich straaaasznie dużo, ale cóż bywa.

To co bym wam chciała powiedzieć dawało dziwne uczucie gdy o tym myślałam i zastanawiałam się co zrobić. Więc na tego bloga już mam wyjebane. Nie interesuje mnie już to co sobie w tym momencie o mnie pomyslicie: że jestem wredna, śmieszna, głupia, pojebana itd. Poprostu nie ma sensu tego pisać bo nie ma dla kogo. Już mi nie zależy żeby rozdział wyszedł okkkkkejj. Prolog może był 'dobry' ale to może tylko było chwilowe natchnienie weny..? A może jestem stworzona do pisania prolgów?? Jeżeli zauważyliścienie nie umiem opisywać uczuć miłości.. to poprostu jest dla mnie męką.. Stwierzam że wystarczy jak dodam rozdział raz na tydzień może dwa, nie?? Świetnie, bo i tak nikt tego nie czyta. Mimo to chciałam podziękować Viki, Amy i Majce za to że były ze mną od początku. Dziewczyny kocham was i jeszcse raz dziękuje.
Przepraszam za szczerość, ale opisywanie tego wychodzi mi najlepiej.

Karlee.

posted from Bloggeroid

czwartek, 2 sierpnia 2012

Nie klnij, bo ci przypierdolę.!- 7


-Styles ty cholero.! Już nie żyjesz..
-Kotku... Nie denerwuj się.. Co się stało?
- Błagam cię nie kotkuj mi teraz.! Po za tym to co wczoraj było.. To tylko moja chwila słabości ..alkohol przejął władze nade mną. Nie kontrolowałam się bo nie kontaktowałam, a ty to wykorzystałeś pozbawiając mnie..
-dziewictwa?
-.. Właśnie..a i 'kotek' nie istnieje.
-Jak to misiaczku?- Wydaje mi się że Harry bezczelnie wali mi tu jakimiś iluzjami. Niebezpiecznie zbliżył się do mnie chwytając mnie w pasie i przyciągając do siebie.
-Styles. Nie jesteśmy razem a te zwroty są nie na miejscu.
-Może czas to zmienić?
- Mój aktualny status mi odpowiada.
-Oj Viki...- chłopak o brązowych lokach położył ręce na moich pośladkach po czym wpił się w moje usta. Nie ukrywam.. Było strasznie przyjemnie.. Może dlatego że dawno nie sprawdzałam smaku ust mężczyzny,a on był taki słodki że aż szkoda mi było odklejać się od niego. Jednak po chwili oprzytomniałam i odczepiłam się od chłopaka..
-A teraz lepiej..?
-Styles.. - chłopak nie reagował. Chciał mnie znów pocałować lecz zasłoniłam mu ręką usta.
-Wiesz mogę całować się z ręką ale twoje usta są o wiele bardziej rozkoszniejsze.- nie dając dojść mi do słowa wziął mnie na ręce na co ja skrzyżowałam nogi za jego plecami i wtuliłam się w niego. Na buzi loczka pojawił się uśmiech ale nie miałam zamiaru spełniać jego ' erotycznych myśli'. Sadzając mnie na biurku znów powrócił do całowania  mnie. Tym razem jego usta utkwiły na mojej szyi a ręce beztrosko wędrowały po moich plecach.
-Styles nie.!- złapałam jego twarz w dłonie i zbliżyłam się niebezpiecznie blisko jego twarzy. Popatrzyłam mu chwilę prosto w oczy. Rzeczywiście były hipnotyzujące. Jego zielone tęczówki  wyrażały dezorientację. Po chwili przemówiłam.- Loczek nie Zrozum mnie źle, ale nie szukam chłopaka..
-aha,  masz już kogoś?
-Nie. Nie mam chłopaka.
-Więc o co chodzi.?
-Wtedy kiedy ja byłam w tobie zakochana na zabój ty miałeś inną dziewczynę. Teraz mi to już przeszło i po prostu...
Już teraz nie rzucę ci się na szyję tak jak kiedyś bym to zrobiła i nie powiem ' Harry kochanie czekałam na ciebie i tęskniłam. Nareszcie jesteś'. Straciłam nadzieję że kiedyś będziemy razem i... Już nie umiem.. - moje oczy się zaszkliły.
-Ale jestem idiotą.. Louis miał rację, a ja byłam debilem i go nie posłuchałem.
-o czym ty mówisz?
-Lou miał rację że ty się we mnie zakochałaś, i że było by mi z tobą lepiej i że ty byś mnie nie zraniła a ja po za Caroline świata nie widziałem.. Dureń ze mnie.- po raz pierwszy widziałam jak Harry płacze.
-Przepraszam..- rzucił przez łzy i wybiegł z pokoju. Czułam się winna temu zdarzeniu więc ruszyłam za nim..W ostatniej chwili udało mi się zamknąć mu drzwi przed nosem. Złapałam go.za t- shirt i przycisnęłam do ściany.
- Po co to robisz? Żeby narobić mi nadziei?
Nie chce pójść mnie!
-Styles zamknij się i daj mi dojść do słowa.
Skąd wiesz że mi nie zależy?
-Sama mi powiedziałaś że straciłaś nadzieję.
- Ale.. Może warto spróbować..? Nie wiem czy coś nadal do ciebie czuję  ale może warto dać trochę siebie i pokazać że ci zależy. ?
-A po co? Już za po późno.
-Nie jest za późno,nigdy nie jest za późno. Wystarczy chcieć. A to co masz tu - położyłam rękę na jego sercu- samo ci powie co masz zrobić.
-Ale Viki... Przecież wiesz że mi na tobie zależy..
-Nie wiem, udowodnij mi to..
-Co masz na myśli?
-Że może warto spróbować,że może zakocham się w tobie od nowa.
Ale żeby to osiągnąć będziesz musiał stanąć na wysokości zadania i się postarać, a uwierz mi moje serce ma swoją cenę i nie zakocham się w byle kim. Muszę wiedzieć że mnie kochasz,.że zawsze ze mną jesteś i mnie wspierasz i nie pozwolisz żeby ktoś mnie skrzywdził.
-Dziękuje..
-Za co?
- Że mi dałaś szansę, że uwierzyłaś we mnie i że nadal po tych kilku latach jesteś mnie w stanie pokochać.
-Może nie będę żałować, i mam nadzieję że mnie nie skrzywdzisz.- przegarnęłam jego burzę loków na co on lekko uśmiechnął.
- Więc??
- przecież ja...
-Nie tłumacz się tylko po prostu mnie pocałuj.-chłopak chyba przez chwilę się zawahał.
Nie czekając na ruch Hazzy pierwsza go pocałowałam.  Najwyraźniej Harry chciał przejąć kontrolę nad naszymi ciałami bo teraz teraz nie on lecz ja stałam przy ścianie a on delikatnie opierając się o moje ciało pozbawiał mnie jakiego kol wiek ruchu. . Chyba wyczułam u niego lekką  dezorientację. W sumie mu się nie dziwię. Dziewczyna mówi ci że musisz jej dać czas i się postarać o jej serce jeśli ci zależy a tu tak nagle każe ci się pocałować. To było takie słodkie.. Po moim ciele przeszły lekkie dreszcze. Harry najwyraźniej bał się całować bardziej 'namiętnie' ( przynajmniej mi tak się wydaje) całował cały czas tym samym tempem, a jego usta całowały strasznie delikatnie i hmm.. zmysłowo. To ja pierwsza wpiłam się bardziej w jego wargi jednocześnie dając mu znak że go nie pogryzę. Loczek chyba wyczuł o co chodzi bo teraz całował bardziej zachłannie i namiętnie.
Teraz nie żałuję.  Bo wiem że Harremu zależy i nawet jeśli to co się wydarzyło wczoraj nie było okazanego bez uczucia.

W pewnym momencie Christian wszedł do domu i widząc nas chyba się lekko zdezorientował. Nie wiedząc co zrobić odwrócił wzrok i podziwiał piękne wnętrze ' przedpokoju' Nie oderwałam się od razu od Harrego tylko dopiero po jakimś czasie.
-Sorki że wam przeszkodziliśmy .ale nie wiedzieliśmy że jesteście tu znaczy razem znaczy we dwoje. Myślałem że może Viki jest jeszcze u koleżanki, śpi.albo coś.
-Nic się nie stało. - wzruszyłam ramionami i przytulając brata przywitałam się z nim.
-To ja już może pójdę. - dziewczyna mojego brata zmówiła się razem z Harrym.
-Nie zgadzamy się , nie Christian?
- Jasne. Zostajecie na śniadanie a potem może razem pójdziemy na śniadanie London Eye?  Uu
- No to chodźmy robić to śniadanie. - złapałam Harrego za rękę i pociągnęłam za sb do kuchni.
 

***Amy***
- I czego się tak szczerzysz?
Masz ich numery czy coś.?
-Nie.
-No to dlaczego się tak cieszysz?
-Co ty taka nie w humorze?
-Nie widać?
Jakaś niezdara wylała na mnie kawę.
-Będziesz żyć.
-Gdzie idziemy?
-Do domu.
-Znowu? po co?
-Umówiłam się z chłopakami.
-A co chciał ten ostatni?
-Żeby przyjść z koleżanką.
-Łoł!
-Ruszaj mała tyłek bo na 1 Pm jesteśmy z nimi umówieni.
-A co będzie jak dzisiaj się z nim nie bd całować??
-Wtedy ja ci wybiorę chłopaka..
-omg.
 -Spokojnie Tom jest łatwy. Klei się do każdej dziewczyny.
- Odejdź dziecko ode mnie.
-Dobra  dobra co już nie marudź.- Ledwo dociągałam się do pokoju. Chyba muszę zamontować sb windę albo coś. Chyba że pod oknem postawie sb trampolinę i będę skakać. Muszę to przemyśleć.
-Maya co zakładasz.?
Em. . Tą zieloną tonikę i leginsy, a ty?
- No to co widać.
-Boże.! Znowu to samo dżinsy, t- shirt, trampki i czapka.
Amy rozwalasz mnie.
-Nie marudź i Chodź bo się spóźnimy.

Stojąc przed Centrum Handlowym próbowałam dostrzec chłopaków.
-To oni! - krzyknęłam ciągnąć Mayę w stronę dwójki chłopaków.
-Hej a gdzie Ta pozostała  trójka?
-Em.. Dominic pojechał do dziewczyny, Johny jest u kumpla robią komputer..
-A Philip..?
-Miał coś tylko załatwić i dołączyć do nas.
-Aha.. Zapomniałam..Tom na twoje życzenie.. Oto moja siostra Maya..
Maya to jest David a to Tom.
- Hej. Miło was poznać. - Najwyraźniej Maya się troszeczkę zawstydziła.
-Cześć. To co robimy.?
-Najpierw lody a potem idziemy do parku.
-Jasne. - Nie mogę narzekać bo z chłopakami zawsze się fajnie gadało. Tom ciągle gadał praktycznie z Mayą. Tom był taki.. Hmm..inny. Ślinił się do każdej dziewczyny. Więc Maya nie będzie miała problemu z wywiązania się z  zakładu a ja? Przecież nie poderwę pierwszego lepszego gościa na ulicy. Chyba że.. O ile on się zgodzi. Mam na myśli ostatnio poznanego chłopaka w Londynie. Jest nim nie jaki Liam a jego nazwisko nie było mi dane poznać. Bądźmy dobrej myśli.
-Ey Amy gdzie idziemy?- Spojrzałam na zdezorientowanego Davida.
-Tam,do fontanny.
-A więc mamy remis.
-Ale jeziorko jest bardziej romantyczne.- Maya
-Wybacz siostrzyczko ale nie jestem typem romantyczki, chyba bardziej.realistki.
-Ja Idę z Amy.-  Przybiłam Davidowi piątkę i ruszyliśmy w stronę fontanny.
-A oni poszli nad jeziorko?
No..-Davida mina mnie powaliła. Przewracając oczami uniósł prawą część górnej wargi. Myślałam że tylko ja tak umiem ale nie myślałam że to tak śmiesznie wygląda.
- Ha ha też tak umiem.
- Bardzo śmieszne..
-No ale  Tom.. Zawsze się kleił do każdej dziewczyny.
-I nic się nie zmienił..
-Założę się że za 13 minut i 28 sekund przejdzie do całowania.
-Hue Hue wcale bym się nie zdziwił.
Chodź na tą ławeczkę.
- Ojej Fajnie tu... lekki powiew wiaterku targał moje włosy , zapach kwitnących kwiatków pieścił moje nozdrza.
-Yhm..
- Dawno przyjechaliście do Oxfordu?
-Kilka miesięcy  temu.
- I szanowni państwo nie byli godni mnie poinformować o swoim wielkim powrocie?
-Nie było jakoś okazji..- nagle usłyszałam dźwięk telefonu Davida.
- Philip...Co się stało?
-Popsuło mi się autko.
-Ty to masz szczęście...dobra gdzie wy jesteście?
-No nie wiem..na jakimś zadupiu..pustynia nic tu nie ma.. a nie jest jeziorko, drzewka trawka krówki..
-Philip debilu tak ci wesoło?
-... i aaa.. tan jest jakiś pijak.. Johny ratunku...
-Spieprzaj pedale.
-Eee.. spokój mi tam. Znacie jeszcze jakieś szczegóły..
-Tak..
-jakie..
-Stoi tu tablica..
-I co na niej pisze??
-Nie wiem jest zamalowana- słyszałam tylko niepohamowany śmiech Philipa i złość na twarzy Davida.
- Dobra spróbujemy was poszukać.
-Chłopaki się zgubili i do tego mają popsuty samochód.
-A Philip to chyba coś wciągał.. - uśmiechnęłam się cwaniacko.
- Ehh.. pewnie tak...
Chodź idziemy po Tomcia.
- Nie nie możemy.  Zostały 4 minuty 23 sekundy.
-Cóż bywa..- na myśl że Maya będzie musiała zagadać że do jakiegoś chłopaka a potem się z nim umówić smail sam mi się pojawiał na twarzy.
-No dobra chodźmy już.

-Nosz Kurwa mać.-Maya
-Nie klnij bo ci przypierdolę.- uśmiechnęłam się sama do siebie.
-I czego się znowu szczycisz??
-Bo znowu mam przewagę nad tobą i twój los zależy ode mnie.
-No tak.. ciesz się ludzkim nieszczęściem..
-Ale ty jesteś głupia.. Czy ty myślisz że wybiorę ci jakiegoś czubka z kocimi oczami, odstającymi uszami, żółtymi od papierosów zębami.?
-Wiesz nie obrażę się za takiego Louisa Tomlinsona do którego masz numer.
-Jeszcze raz powiedz o jakimś wymarzonym gościu to już Nigdy nie pójdę z Tb na koncert w czasie kiedy powinnaś być na korkach z maty.
-Dobrze mamo.
-No i zaraz ci przyjebie no przyjebie no..!
-Dobra.. przede wszystkim wyluzuj.
-I kto to mówi.?
-Ta ze stanem przedmiesiączkowym i niedoborem pocałunków.
-Tak??
-Nie wyczuwasz sarkazmu??
-Nie.. za cienko ci to wychodzi.
-Spadaj..
-Też cię kocham..
-Dziewczyny jeeeedziemy.!
-Minutę tato. -Majka masz wszystko spakowane.
-No jasne.
-To idziemy na dół.

-Błagam cie Am! Czyś ty na głowę upadła??
-Ale o co ci chodzi?
- No załóż chociaż rurki i nie rób mi w tych dresach wstydu. Wygląda jak byś w nie nasrała.
-Też coś mi tak waliło i nie wiedziałam co..
- Nie drocz się ze mną bo ci każe założyć sukienkę.
-Lepsza sukienka niż spódniczka.
-Am! W tym momencie masz iść na górę się przebrać i bez dyskusji.
-Dobrze tato..- spuściłam głowę ukrywając uśmiech na twarzy. Dam mu poczuć satysfakcję władzy nade mną ale nie na długo. Widziałam banana na gębie taty i rybę na buzi Majki.
-Dobry jesteś. Mnie Nigdy nie słuchała.
-Opracowana taktyka.- debile. Myślałam że od tak szerokiego uśmiechu rozerwie mi się morda.
Jeżeli oni myślą że ja założę jakąś sukienkę albo gorzej spódniczkę to oni na mózg upadli. Wyciągnęłam z szafy moje spodnie z najniżej opuszczonym krokiem. Ja żyje swoimi zasadami a ich pierdole .Maya chyba nie wytrzymała i wyszła.
-Do jasnej cholery Amy!
-Czego znowu?
-Miałaś się przebrać...
- ..no i się przebrałam.
- Ale nie w kolejne spodnie z krokiem do kolan.- Maya
-Ty się nie wtrącaj!
A po za tym chyba was pojebało jeżeli myślicie że założę sukienkę.
-Ja właśnie tak myślałem.
- No to się myliłeś, twoja taktyka jest do dupy a ja to pierdole i nie jadę.
A prawda jest taka że jutro albo za dwa dni będziecie po mnie dzwonić bo sb nie dacie rady.
- Żebyś się jeszcze nie zdziwiła.
-Dobra dobra a niebawem żegnam państwa.
   Pokierowałam się na górę do swojego pokoju. Próbowałam obczaić sytuację. Jutro ściągnę Justina Ashley i Maxa do mnie. Pewnie już wrócili znad morza. A narazie zadzwonię.. - w tym momencie do pokoju zapukała mama.
-Co tam mamo?
-Pogadamy?
-No jasne wchodź.- poklepałam miejsce obok sb na łóżku i kontynuowałam rozmowę.
-Coś nie tak..?
-I tak i nie..Ale najpierw powiedz co się przed chwilą stało.
-No bo te dwa osły mnie zdenerwowały. Kazali mi się przebrać no to się przebrałam. Tylko że w spodnie z jeszcze bardziej opuszczonym krokiem. Wtedy ojciec się wkurwił i zrobił się czerwony. Myślałam że ryknę śmiechem. No i powiedziałam że pierdole i nie jadę.
I jutro tak sb myślę że ściągnęła Justina Ashley i Maxa a teraz zadzwonię do Viki żeby mi przywiozła laptopa i ubrania.
-Ale najpierw zadzwoń do niego.
-Skąd mamo masz Tą kartkę?
-Była w łazience.
-Taak?? A wydawało mi się że zabierałam ją do pokoju.
-Dzwoń.
-Ale po co?
-Sprawdziłam tego gościa. Paczaj to są zdjęcia z ostatniej sesji zdjęciowej.
Zobacz jaki on śliczny.
-To akurat prawda. Obiecuje że zadzwonię dobrze?
-No dobrze..

-Mamo nie wydaje ci się że ojciec ostatnio jest jakiś dziwny..
-Właśnie o tym chciałam pogadać .. Wydaje mi się że mnie zdradza..
-Myślisz..
-No czemu nie? Co go niby trzyma przy mnie?
-rodzina chyba że mu na niej nie zależy. -Nie wiem.. pogadamy o tym jutro jak wrócę z roboty a teraz idę już.. pa pa kochanie- matka pocałowała mnie w głowę i wyszła. Nie wiedziałam gdzie ostatecznie zadzwonić najpierw wybrałam Viki. Powiedziała że kumpel ją podrzuci samochodem ( nie chciałam wnikać w szczegóły co to za kolega:)
Powiedzieli że będą ok 8 Pm wiać mam jeszcze czas.
Położyłam się na łóżku głowę zwieszając poza łóżko. Moją uwagę przykuła duża kartka na biurku albo raczej duża koperta zaadresowana moim numerem i nazwiskiem. Chyba powoli domyślałam się o co chodzi. Położyłam ją między książkami na półce i sięgnęłam po kartkę z numerem telefonu jakiegoś tam LOUISA TOMLINSONA.
Nie odczuwałam żadnego stresu przykładając telefon do ucha.
-Halo? - usłyszałam cichy głos w słuchawce. Był jakby trochę smutny.
-Ymm.. cześć Louis..
-Jeżeli jesteś kolejną podnieconą fanką to sb odpuść nie mam dzisiaj humoru i nie...
-Zamknij się! - wydarłam się na niego. Po chwili usłyszałam ciszę.- Dziękuje za uwagę. Dla twojej wiadomości jestem dziewczyną z pociągu. Nie wiem po co mi wtedy dałeś swój numer i nie wiem po co miałam do ciebie zadzwonić.
-To ty??
-Tak to ja. Podasz mi jakiś powód dla którego miałabym się teraz nie rozłaczać.?
-Proszę nie rób tego..
-No dobrze ale o co chodzi..?
-No bo ja chciałem.. cię poprosić o pomoc...
 
---------------------------------------------
Dzień dooberek :)
Chciałam was przeprosić za moją tak długą nie obecność. Rozdział by już pojawił by się kilka dni temu ale miałam problem z komputerem, a ten rozdział jest dodany przez Majkę za co jej dziękuje :*< Przecież ja to, kurwa dodaję xD M. >

Chciała bym was za to prosić o polecanie mojego bloga. Niezbyt on się rozpowrzechnił co nie ukrywam mnie trochę martwi :( 

Chyba nie spodziewaliście się takiego obrotu sprawy (mam na myśli Hazzę i Viki) ??

Sama jestem zaskoczona tym co napisałam ale przynajmniej wiemy na jakim etapie H&V są. 
Przepraszam was za tą scenkę, bo opisywanie miłości nie wychodzi mi najlepiej wolę już opisywać kłótnię. Ale kłótnie zobaczycie w następnym rozdziale, a kogo kłótnie to narazie tajemnica :p
 
Jeszcze jedno:
Jak myślicie co jest w tej kopercie?
Dodam tylko że to nie koperta od któryś chłopaków z  1D ;)

Proszę komentujcie i jeszcze raz przepraszam :D

                      Karlee. <3