piątek, 26 października 2012

Od dawna lubiłam dyrygować innymi ;D - 20

Obudził mnie dźwięk telefonu.
-Przed wczoraj ojciec, dzisiaj ciekawe kto?-mruknęłam sama do siebie.
-Czego Kurwa?- warknęłam
-Amy, błagam, ratunku. No pomóż no.
-Ale o co ci chodzi?
-Błagam nie udawaj, co?
Do Majki się nie mogę dodzwonić jak zwykle, więc proszę ciebie. Przyjdź jak najszybciej.
-Co mam robić.?
-U mnie w gabinecie masz kartkę tam wszystko pisze.
Narazie.
-Narazie- odpowiedziałam sama do siebie bo ojciec już się rozłączył.
-Maya, Maya!- zaczęłam się drzeć na cały pokój.
No zajebiście. Walizek też nie ma tylko kartka:
' Widzimy się na ognisku
Majka'
-No i chuj ci w dupe.
Wzięłam swoje czarne rurki,do tego biała koszula na krótki rękaw i czarna marynarka. Przeczesałam włosy i Szybko się ubrałam, na nogi założyłam baleriny, chwyciłam telefon, klucze i pieniądze, wybiegając z pokoju. Całe szczęście że miałam do dyspozycji samochód a nie wzięła go Majka, (zresztą i tak ja miałam do niego klucze :p) Po 10 minutach byłam na miejscu. Było na prawdę niezłe zamięszanie. Przy drzwiach ochrona, musiałam się wylegitymować dowodem po czym gościu stwierdził że jestem córką dyrektora i mnie wpuścił. Ha ha. Dziwni ludzie tu pracują. Chciałam się zapytać o klucze do ojca gabinetu ale nikogo nie było, więc wzięłam sobie sama.
'Proszę usiądź na recepcji bo Samanta jest chora i zadzwoń do Kate-powiedz jej że urlop odwołany. Wszystkie numery masz w moim notesie. '
-No cóż: bliżej to określając- jedna recepcjonistka, wspólnik na urlopie sobie siedzi kiedy mój ojciec nie wyrabia. Jednym słowem burdel na kółkach. Chyba tatusiu nie odziedziczyłam po tobie cech charakteru, bo ja bym do tego nie dopuściła. Szybko zadzwoniłam do Kate.
-Cześć Kate. Słuchaj jest taka sytuacja, że musisz jak najszybciej wrócić i pomóc bo ojciec tego już nie ogarnia, a ja sama mu nie dam rady pomóc.
-A co jest?
-Jednym słowem burdel na kółkach. Ja nie wiem jak on sobie radził bez ciebie.
-No jakoś napewno. Czyli urlop zarwany?
-Niestety. Ja też miałam nadzieję że dzisiaj będę miała czas żeby się ogarnąć, bo wieczorem idę na ognisko ale chuj.
-dobra, słuchaj ja jestem w Irlandii, najwcześniej będę w Londynie za 4 godz.
-Okay. Do tej pory może ich Ogarnę, bo na ojca nie ma co liczyć .
Powiedz mi jeszcze: ojciec jest dyrektorem tego całego piętra?
-Yyy..tak.
-Czyli wyszyscy są jego pracownikami?
-No tak.
-świetnie.
-co ty kombinujesz?
-No patrz: jeśli któryś z pracowników będzie np. Urządzał sobie pogaduchy a nie będzie pracował to ja już go do pionu ustawie.
-Nieźle kombinujesz.
-Wiem wiem.
-to narazie.- zaczęłam obczajać wszystkie papiery leżące na biurku. Poukładałam je, znalazłam jeszcze jakieś papiery klientów znalazłam od nich odpowiednie segregatory, a na końcu jeszcze plan piętra. Rozpisane kto gdzie jest czym się zajmuje.
-Dzień dobry-usłyszałam głos nad sobą.
-Dzień dobry.
W czym mogę pomóc?
-Ja byłem umówiony z dyrektorem , ale dziś zostałem poinformowany o zmianie iż jestem umówiony z niejakim Carolem Rayan- zastępcą.
-Rozumiem. Pana nazwisko?
-Antoni Simon.
-Tak, zgadza się. Jest pan umówiony na 9:30,tak?
-Zgadza się.
-Proszę za mną.- wzięłam plan do ręki i pokierowałam się w stronę pokoju 203.
Zapukalam delikatnie w drzwi i Weszłam do środka pan Simon został za drzwiami. Widać kulturka.
-Dzień dobry, znaczy cześć.- zmieszałam się kiedy za biurkiem zobaczyłam przystojnego bruneta. My się chyba jeszcze nie znamy, ale to szczegół. Przyszedł pan Antoni Simon. Jesteś z nim umówiony na 9:30.
-Na śmierć zapomniałem.
-Obudź się. Wpadnij potem do recepcji.- puściłam mu oczko i wyszłam.
-Zapraszam.- przepuściłm mężczyznę w drzwiach.
Przejrzałam cały plan. Ruszyłam wzdłuż korytarza. Przez szklaną szybę zobaczyłam kilka kobiet siedzących i plotkujących.
-No ładnie.- rzuciłam sama do siebie i bez pukania Weszłam do pomieszczenia.
-dzień dobry.
-Dzień dobry. Jeszcze zamknięte.
-Z tego co wiem biuro funkcjonalne od godziny 8:30, a mamy godzinę 9:30 już chyba by wypadało coś zrobić.
-A przepraszam kim pani jest żeby mam mówić co mamy robić?
- Jestem córką dyrektora. Jakiś problem.?
-Nie.
-Wezmę to pod uwagę że mamy godzinę 9:30, dział nie funkcjonuje, a panie prowadzą dyskusję.
-Ale..
-Porozmawiam z ojcem o konsekwencjach tego, a tym czasem życzę miłego dnia. - wychodząc odwróciłam kartkę z napisu 'CLOSE' na 'OPEN'. Wiem, wiem trochę za bardzo się panoszyłam po ojca biurze, no ale co? Od dawna lubiłam dyrygować innymi.
Szłam w stronę recepcji, kiedy usłyszałam głośny śmieci za drewnianymi drzwiami. Weszłam jak zwykle bez pukania do środka i to co tam zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Ja Wchodze a tam jakiś chłopak ze starszą od siebie o jakieś 10 lat kobietą..em.. się ten tego na biurku. W tym samym momencie wszedł Carol. Obruciłam się tyłem w stronę 'kochanków'. Carol zrobił to samo i wychodząc rzucił krótko.
-Za 10 minut macie oboje przjść do recepcji.

-Wo ho. Ale akcja.
-No nieźle.
-Co zamierzasz, znaczy co pan zamierza zrobić.?
-Nie mów do mnie na pan. Carol jestem.
-Amy.
-Co tu robisz?
-Panosze się po ojca biurze.
-Aha.. To ty jesteś córką dyrektora?
-Jak widać.
-A co konkretnie tu robisz?
-Yyy.. Tata zadzwonił rano prosić żeby przejechać mu pomóc bo nie ogarnia.- Usiadłam na fotelu w recepcji.
-Co z nimi zrobimy?
-Mnie się pytasz?
- no nie, tej obok ciebie.
-Ale ja tu nawet nie pracuje, ja tylko w ramach pomocy ojcu, a ty jesteś zastępcą..
-Skończ.
-Ale o co ci chodzi?
-Proszę cię o pomoc.
-Ale.. Ugh.. Oni obaj pracują na tym piętrze?
-nie on na innym.
Co chcesz zrobić?
-nie no myślałam żeby decyzję co do niej podjął ojciec a co do niego to ten gościu z jego piętra.
-Ale ten dyrektor z jego piętra go od razu zwolni.
-Lepiej mu nie pierdolić życia.
-Co masz na myśli?
-Wyobraź sobie że ty jesteś na jego miejscu.
-No ja bym Nigdy nie pieprzył dziewczyny w biurze.
-No ale..
-Amy..nie ma ale. Mogli to robić poza pracą, albo chociaż w jakimś schowku czy gdzie.
-Nie dasz sobie wytłumaczyć ,nie?
-Nie, dla mnie sprawa prosta. To nie jest miejsce do takich rzeczy.
-Tak tak wiem oni muszą ponieść konsekwencje, ale nie musisz od razu go pozbawiać pracy.
-Po co go bronisz?
-Bo może kiedyś ja będę potrzebowała żeby jakaś córka dyrektora stanęła w mojej obronie?
-Nie rozumiem kobiet.
-Dobra, co zrobicie z nimi to zdecydujesz z moim ojcem, ale proszę cię nie pozbawiaj tego chłopaka pracy.
-niech ci będzie. A co ja z tego będę miał?- zapytał z uśmiechem
-Wdzięczności tego chłopaka i moją satysfakcję.?
-Tu.- popukał się palcem w policzek.- chwilę potem przszła tamta dwójka.
-Powinniście być jej wdzięczni. Amy wam wszystko wyjaśni.- rzucił i uśmiechając się do mnie odszedł.
-Chodźcie za mną.- zaprowadziłam ich do gabinetu ojca.
-Siadajcie- oni usiedli, a ja przysiadłam na biurku.
-więc tak: decyzja jest taka, że od poniesienia konsekwencji nie unikniecie, ale za to to zajście nie będzie zgłoszone do dyrektora pana co oznacza że nie stracisz pracy.
-nie wiemy jak ci dziękować.
-Po prostu następnym razem nie róbcie tego w biurze.
Miłego dnia.
-Jeszcze raz dziękujemy.

--------------------------------
Witajcie!
Sory że tak długo nie pisałam.
Wiem że licealiście na coś innego,ale zaplanowałam że w 21 będzie opis ogniska więc ten rozdział wyszedł jaki wyszedł.

Kocham<3
Karlee.

posted from Bloggeroid

wtorek, 16 października 2012

Dzięki, że dostarczasz mi tyle rozrywki- 19

Na początku było zaskoczenie i niedowierzanie. Później był strach. A na końcu faza śmiechu. Nie wiem czy to było odpowiednie w tej sytuacji, ale nie mogłam się powstrzymać. W końcu nie codzienne widzę śpiącą pod drzwiami moją własną siostrę bliźniaczkę. Chichrając się pod nosem przykucnęłam przy niej i szturchnęłam ją lekko w ramię.
- Ej najbrzydszy brzydalu z brzydkich brzydali obudź się - szepnęłam jej do ucha
Odburknęła coś niezrozumiałego w odpowiedzi i chciała przekręcić się na bok. Niestety jej głowa spotkała się z drzwiami powodując huk.
Może nabijanie się z własnej siostry nie jest zbyt odpowiednie szczególnie w sytuacji krytycznej, ale nie mogłam się powstrzymać.
Maya podparła się na łokciach a dłonią zaczęła masować bolącą głowę.
- Z czego się chichrasz? - spytała niemrawo, ale wcale niegroźnie
- Z ciebie. Chyba zgubiłaś swoje kieszonkowe lusterko - zaśmiałam się
- Pomóż mi wstać - wybełkotała, ale z powrotem położyła się na podłodze
- Rozwalasz mnie - uśmiechnęłam się i chwyciłam ją pod ramię.
Ciężko było ją podnieść szczególnie, że była już półprzytomna. Przerzuciłam jej rękę na mój kark, a ręką podtrzymywałam jej talię żeby się nie przewróciła. Niestety to było nieuniknione. Już po jednym kroku skierowanym w stronę drzwi Maya miała bliższe spotkanie z podłogą. A dlaczego? Bo człowiek wymyślił takie gówno jak szpilki. Ani to wygodne ani praktyczne. Więc okazało się, że Maya połamała sobie obcas. A mówiłam jej kiedyś, że na tym cholerstwie można się zabić.
Kolejny raz od kilku minut napadła mnie kolejna salwa śmiechu. Wiem, że nie powinnam, ale to było silniejsze ode mnie.
- Moje szpilki - jęknęła już na granicy płaczu
- Kupię ci nowe.
- Ale od Prady albo Gucciego? - spytała
- Jasne. Od Einsteina.- zakpiłam- A teraz wstawaj. Albo nie. Czekaj zaraz cyknę ci artystyczne zdjęcie. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zrobiłam to co powiedziałam
- Ale słodkieee - uśmiechnęłam się
Maya leżała na podłodze z potarganymi włosami i z butami w rękach
- Jesteś okrutna - jęknęła
- Zaraz mogę ci pokazać prawdziwą okrutność
- Nie, dziękuję
Sięgnęłam z kieszeni spodni klucze do hotelowego pokoju i otworzyłam drzwi. Weszłam do środka zostawiając szeroko otwarte drzwi.
- Nie idziesz? - spytałam już ze środka
- Jak miło, że tak bardzo mi pomagasz
- Cała przyjemność po mojej stronie
- Amy, ale ja nie mogę wstać - jęknęła
- Nie musisz wchodzić na stojąco. Zawsze możesz się wczołgać
- Bardzo zabawne
- Czy ja muszę cię wciąż niańczyć? - spytałam zrezygnowana i podeszłam do niej
- Od tego cię mam, czyż nie?
Przewróciłam oczami i pomogłam jej wstać.
Zaprowadziłam ją do łóżka i rzuciłam piżamy.
- Ja cię już przebierać nie będę
- Mhm - mruknęła i podłożyła sobie ręce pod głowę
- Byłaś na imprezie?
- Podobno w Londynie są najlepsze imprezy
- I nic mi nie powiedziałaś, że idziesz?
- Mhmm
- Ty wredoto! A dlaczego spałaś pod drzwiami?
- Chyba zgubiłam klucze do pokoju- powiedziała już ledwie kontaktując
- Rusz dupę i się przebierz. Chyba nie zamierzasz spać w tej ciasnej sukience?
- Mhm
Westchnęłam i podeszłam do niej. Zamachnęłam się i uderzyłam ją prosto w tyłek.
- Ałaa - jęknęła masując swoje pośladki - Zejdź mi z oczu siło nieczysta - krzyknęła rzucając we mnie poduszką. Przynajmniej próbowała, bo poduszka przeleciała w odległości jakiegoś metra ode mnie
- Jaki zez! - zaśmiałam się i podniosłam poduszkę celując jej w głowę.
- Nie jestem w formie
- Haha jaki headshot! - podskoczyłam podekscytowana tym, że siostra oberwała w głowę
- Czekaj niech no tylko wstanę - podniosła się na łokciach, ale ostatecznie spadła z łóżka
Ja też leżałam na podłodze z ręką na brzuchu, ponieważ cała sytuacja była tak zabawna, że nie mogłam przestać się śmiać
- Dzięki, że dostarczasz mi tyle rozrywki - powiedziałam i zrobiłam jej kolejne zdjęcie
- Wkrótce będziesz mogła je zobaczyć na Facebooku - puściłam do niej oczko
- Nie zrobisz tego
- Zobaczymy - wzruszyłam ramionami i ruszyłam w kierunku łazienki
- Możesz mi chociaż pomóc wstać?!- krzyknęła za mną
- Wystarczająco już dzisiaj ci pomogłam - odkrzyknęłam i zamknęłam się w łazience śmiejąc się pod nosem



- Jadę do Wiki - powiedziałam do Mai - Jedziesz ze mną?
- Daj spokój. Głowa mnie boli- jęknęła
Podałam jej kubek z gorącą kawą i usiadłam obok niej na sofie
- Dzięki
 Uśmiechnęłam się do niej serdecznie. Przez wczorajszy incydent na tym budynku zrozumiałam wiele spraw. Wiem teraz co jest w życiu ważne i kto jest dla mnie ważny. Tyle razy kłóciłam się ze swoją siostrą, ale przecież ją kocham i ona mnie też. W końcu jesteśmy rodziną.
- Co mi się tak przyglądasz? - spytała
- Nic. Tak po prostu się zamyśliłam. Lepiej ty opowiadaj jak było na wczorajszej imprezie.
- Ech... pamiętam, że dużo tańczyłam z jakimś przystojniakiem tylko za cholerę nie mogę sobie przypomnieć jego imienia
- Życie - poklepałam ją po ramieniu - Wiesz bez alkoholu też można się dobrze bawić
- I kto to mówi
- Przecież ja nigdy alkoholu w ustach nie miałam - uśmiechnęłam
- nie rozśmieszaj mnie
- Oj tam, oj tam
Wstałam z miejsca i założyłam na siebie bluzę
- Czyli, że nie jedziesz? - spytałam ostatecznie
- Nie mam ochoty. Z resztą głowa mnie boli i najchętniej poszłabym spać
- Jak chcesz - wzruszyłam ramionami - Tylko bądź grzeczna i bez żadnych imprez mi tu - powiedziałam i przytuliłam ją na pożegnanie
- Tak jest szefie - uśmiechnęła się
Wyszłam z hotelu i spojrzałam na niebo. Ciemne chmury wisiały nad Londynem, a wiatr wyginał gałęzie drzew pobliskiego parku. Nałożyłam kaptur na głowę i włożyłam słuchawki do uszu. Szybkim krokiem skierowałam się na przystanek autobusowy, który znajdował się kilkanaście metrów za hotelem.
Doszłam na przystanek jednocześnie gdy przyjechał autobus.
Zajęłam wolne miejsce i wpatrywałam się w szybę.
Droga nie była długa. Już po kilku minutach byłam przy mieszkaniu Wiktorii. Otworzyła mi ciocia. Tylko w strasznym stanie. Była cała zapłakana.
- Jejku ciociu, co się stało? Coś z Wiktorią? - spytałam po czym ją przytuliłam
- Wejdź - powiedziała przez łzy
Przeszliśmy do salonu gdzie usiadłam obok niej na sofie
- Czy coś się stało z Wiktorią? - spytałam kolejny raz pełna niepokoju
- Nie z nią wszystko w porządku. Pojechała ze znajomymi gdzieś za miasto gdzie nie ma wcale zasięgu
- W takim razie co się stało?
- Moja siostra miała wypadek
- Tak mi przykro. Czy mogę coś dla Ciebie zrobić?
- Nie. Chyba nie. Nie wiem. Chciałam do niej jechać, ale nie mogę. Szef da mi wolne dopiero od jutra, bo nie ma mnie kto zastąpić dzisiaj. Dlatego muszę iść do pracy, tylko boję się, że nie będę w stanie - mówiła przez łzy
- To może ja cię zastąpię, a ty pojedziesz do swojej siostry? - zaproponowałam
- Naprawdę mogłabyś? - spytała
- Oczywiście
- A pamiętasz gdzie jest ten sklep?
- Jasne. Kiedyś Wiktoria mnie tam zabrała
- No dobrze. Pójdziesz na drugą zmianę. To za godzinę
- Dobrze - przytuliłam ją mocno żeby dodać jej odrobinę otuchy



W sklepie muzycznym, w którym miałam zastępować ciocie nie było zupełnie co robić. Od dwóch godzin nie było tu żadnego klienta. Może to przez tą pogodę? Wciąż padało. Cały Londyn zatapiał się w szarości.
Siedziałam na krześle z nogami na ladzie popijając herbatę i grając na telefonie. Właśnie próbowałam przejść piąty poziom Mario już któryś raz z kolei kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Nie zmieniłam pozycji ani nawet nie sprawdziłam kto zaszczycił mnie swoją obecnością.
- Przepraszam, czy mógłbym...- ktoś się odezwał i szturchnął mnie w ramię.
- Cholera! Ty zjebany debilu potrąciłeś mnie! I znowu będę musiała zaczynać od nowa! - krzyknęłam na człowieka, który zakłócił mój spokój.
Podniosłam głowę do góry i zrobiłam wielkie oczy. Tak bardzo byłam zaskoczona, że aż spadłam z krzesła.
Usłyszałam śmiech chłopaka.
- Amy, nic ci nie jest?
Podniosłam się z podłogi i próbując oczyścić się z emocji wysiliłam się na sztuczny uśmiech
- Wszystko jest w najlepszym porządku oprócz tego, że przez ciebie nie przeszłam kolejnego poziomu! - powiedziałam
- No przepraszam. A tak w ogóle to co ty tu robisz? Napadłaś na sprzedawcę? - uśmiechnął się
- Nie, Niall. Zastępuje ciocię i nie denerwuj mnie
- Luzik maleńka
- Nie jestem maleńka! - krzyknęłam na niego kolejny raz
- Przepraszam. A Tobie to się okres zbliża, że jesteś taka nerwowa? - uśmiechnął się
- Czekaj no. Już szukam kluczyków od czołga, a jak go odpalę to cię rozpierdolę.
- Dobrze, dobrze już nic nie mówię
- No to wyjdź i jeszcze raz wejdź żebym mogła powitać cię jak na prawdziwego sprzedawcę przystało
Niall spojrzał na mnie z dziwną miną i zrobił to o co poprosiłam
- Dzień dobry! - powiedział kiedy wszedł
- Dzień dobry! W czym mogę służyć? - spytałam się bardzo poważnie, tak jakbym go wcale nie znała
Niestety Niall nie potrafił się wczuć w rolę. Zaczął się śmiać jak jakiś dzikus.
- Co cię tak bawi? - spytałam już sama się śmiejąc
- To takie oficjalne i W ogóle - powiedział dławiąc się śmiechem
- No dobra. Luzik bejbe. Co cię tu sprowadza
- Chciałem kupić strunę od gitary - powiedział gdy się uspokoił
- tam coś masz - wskazałam palcem na gablotę - weź sobie wybierz bo ja się na tym totalnie nie znam
- Dobra
W końcu wybrał. Sięgnęłam mu tą strunę, a wtedy on zapłacił.
- Co ty nie idziesz? - spałam go
-Chyba ci się tu nudzi, co?
- Może trochę
- To dotrzymam ci towarzystwa - powiedział i usiadł na ladzie
- To poczekaj przyniosę ci krzesełko z zaplecza - położyłam telefon na blat i poszłam po krzesło
- Telefon ci dzwoni! - krzyknął Niall - O! Jakiś Kevin! Odbiorę
- Zostaw to - odkrzyknęłam i natychmiast pobiegłam w stronę Nialla. Wyrwałam mu z ręki telefon i przystawiłam sobie do ucha.
- No cześć Kev nie odpisałeś mi na smsa
- Cześć Amy! Co do tej twojej propozycji to tak. Pójdę z tobą na to ognisko. Tylko o której ono jest?
- Jutro chyba zaczyna się o siedemnastej. Ale przyjedź wcześniej, bo ty jesteś w Oxfordzie?
- Tak. Wyjadę gdzieś tak w południe
- To super. Adres wyśle ci sms'em
- OK. Widzimy się jutro! Pa
- No cześć
Rozłączyłam się i zrobiłam groźną minę na Nialla
- No Co?
- Wkurzasz mnie, wiesz?
- Serio? Nie zauważyłem
- Orientuj się - rzuciłam mu telefon - i przejdziesz mi ten trudny level w Mario
- Też mi kara - wzruszył ramionami
- Nie podoba się? Zaraz wymyślę coś gorszego - uśmiechnęłam się
- Nie, nie jest spoko
I tak siedziałam z Niallem aż do zamknięcia. Fajny z niego chłopak oprócz tego, że odrobinę wkurzający, ale przynajmniej się nie nudziłam.



________________________________

No siema! :D Tu Majka :) tak jak powiedziała Karlee. Ja dzisi8aj dodaje ten rozdział. Nie wiem dlaczego się na to zgodziłam, ale jedno wiem. Zjebałam ten rozdział po całości ;C
Jakby co to wszystko idzie na Karlee. ;D

Moglibyście skomentować? Bo autorka się załamuje że nie czytacie ;C
I wgl co myślicie o tym czymś? :D
Pewnie jestem tu pierwszy i ostatni raz :D

Całuski
Majka ;D

czwartek, 11 października 2012

You are so cute. You know?- 18

Zaczęłam balansować na krawędzi dachu. Serce miałam w gardle kiedy tylko moje oczy przypadkowo spojrzały w dół. Przez moje ciało przeszła fala gorąca. To chyba był strach przed śmiercią, a może to strach przed bólem.? Teraz dopiero na granicy życia i śmierci, kiedy już jedną nogą jesteś w grobie zdajesz sobie sprawę że tak na prawdę gdybyś teraz miał umrzeć, tak bez pożegnania z innymi to by było najgorsze co może człowieka spotkać. Czujemy taki wewnętrzny strach. Serce które kocha- nie chce odchodzić, mózg przez który co dnia przechodzą te najważniejsze osoby które tak bardzo kochamy. i dopiero teraz zdałam sobie sprawę że nie chce umierać, że mam dla kogo żyć. Wiem że jest ktoś kogo kocham, kto jest mi potrzebny, na kim mi zależy. Te kilka sekund wystarczyło żebym wiedziała wszystko czego w normalnym stanie, w moralnym dniu nie domyśliła bym się przez kilka dni. 

Odepchnęłam się nogą od krawędzi i upadłam na dach. bardzo się cieszyłam że spadłam. Po raz pierwszy w życiu cieszę się że się przewróciłam na dach.
-Amy!- usłyszałam słowa Nialla za sobą. podniosłam wyrok w górę i ujrzałam zatroskanego blondyna. Podniósł mnie i siadając na dachu oparł się o murek sadzając mnie sobie na kolanach. Przytulił mnie mocno do siebie i tak po prostu nic nie mówił.  Błoga cisza wypełniała moje uszy. Gdzieś w oddali było słychać td wszystkie samochody gnające przez Londyn.
Poczułam jak blondyn opiera swoją brodę o moją głowę. Jego oddech delikatnie rozwiewał moje loczki.
-Niall..- powiedziałam prawie bezdźwięcznie. Miałam wątpliwości co do tego czy mnie usłyszy.
-Hmm?-usłyszałam ciche mruczenie gdzieś w okolicach mojego ucha.
-Bo.. Ten.. Ja wcale nie chciałam się zabić.
-To dlaczego weszłaś na murek?
-No chciałam popaczyć sobie na Londyn z góry.
-Czy ty przez chwilę zastanowiłaś się co ty mogłaś sobie zrobić? Czy ty zdajesz sobie sprawę że ty mogłaś spaść?! Jesteś nie odpowiedzialna! I bezmyślna. Więc to kolejny powód do tego że powinnaś więcej czasu spędzać z nami.- na te słowa się uśmiechnął.
-Ale nie krzycz na mnie.
Przepraszam.
-Ale za co ty mnie przepraszasz? Byś sobie sprawiła, ból cierpienie i sobie byś zrobiła krzywdę nie mi.
Louis by mi nigdy tego nie wybaczył.- na jego imię przeszedł mnie dreszcz. Nie odezwałam się. Wolałam nie odezwać się..
-Dlaczego ostatnio tak szybko wyszłaś?- znów nie odpowiedziała, a on podniósł moją mój podbródek, tak żebym spojrzała mu prosto w oczy.
-Amy..
-Nie..  Nie chce go ranić, chociaż i tak już to zrobiłam, ale nie mam odwagi iść do niego i go przeprosić. Nie chce go ze swojej głupoty krzywdzić, ale raczej nie całuje się kogoś bez powodu?
-To wy się całowaliście?
-Nie, Louis sprawdzał czy moje usta są miękkie.
-yyy.. A dlaczego nie chcesz się z nim spotykać?
-Louis jest słodki, zabawny, opiekuńczy, kochany, przystojny i wgl. Ale ja nie darze go takim samym uczuciem jak on mnie. Niedługo dojdzie do tego że jeszcze wyzna mi miłość. A ja nie chce żeby on się we mnie zakochał .
-Ale dlaczego?
-a jeśli to będzie miłość bez wzajemności?Wtedy będzie sam siebie ranił.
A ja nie potrafię powiedzieć czy za tydzień, dwa, miesiąc się w nim zakocham.- Niall nic nie odpowiedział, tylko milczał.

-Chce o nim zapomnieć..
-Świat zapomina co w ludziach jest najważniejsze.- przerwał mi w pół zdania po krótkim namyśle.
-.. i lepiej żeby on o mnie też zapominał.
-Jak wyjedziesz to albo zranisz siebie albo jego. A raczej siebie i jego.
-Ale on mnie będzie często spotykał. Za każdym razem kiedy cię zobaczy, nie daj Boże z kimś innym to on się na nowo będzie załamywał. Amy dopuść go do siebie. Pozwól mu się poznać.
-Nie mogę, nie chcę, boję się.
Niall ja wyjeżdżam.
-Coo? Gdzie? Na jak długo? Dlatego?
-Wyjeżdżam na..
-Na?
-Nie wiem czy ci mogę powiedzieć?
-Nie powiesz nic Louisowi?
-Nie. Chyba że będzie chciał się zabić.
-nawet tak nie myśl.
-Więc lecę z siostrą na.. Na Ibizę.
-Gdzie?Na Ibizę? Zabierzcie mnie ze sobą. Proszę, proszę, proszę. Tam jest teraz DJ Tiesto i David Guetta.
-Oszalałeś! Are you crazy?
-Niee? Czemu?
-A co powiesz Louisowi?
-Że jadę do rodziny.
-I tak okłamiesz?
-Nie. To zabierzmy ze sobą jeszcze Louisa.
-I połowę Londynu, moje kuzynki, rodziców i mojego psa.
-No Amy..
-Nie Niall. To nie jest najlepszy pomysł.
-Ale zastanów się jeszcze.
-Okay.
-Zawsze jesteś taka nieugięta?
-Ehem. Niall..
-Hmm.?
-Niech ten dach zostanie naszym, tylko naszym takim tajemnym miejscem. Będziemy tu sobie zawsze przychodzić. I żeby nikt się o tym nie dowiedział. 

-Jeśli tak chcesz.
-Nie żeby coś, ale zimno mi.
-Załóż moją bluzę.
-Nie dzięki, wolę iść do hotelu.
-Chodź cie odprowadzę.
-Nie ma potrzeby. trafię sama.
-Niegrzeczna dziewczynka. Odrzucasz pomoc: nie chcesz bluzy, ani żebym cię odprowadził.- zaśmiał się.
-No.. ee.. nie chcę cię fatygować.
-Dla mnie to sama przyjemność.-zarzucił mi bluzę na plecy.
-Dzięki.- wracając do domu Niall opowiadał mi historyjki z jego życia. Te smutne i te wesołe. Chociaż tych drugich było więcej. 
-Dzięki Niall że przyszedłeś, że byłeś że porozmawiałeś, pocieszyłeś- potrzebowałam tego.
-Nie masz za co dziękować. Dzisiaj ty potrzebowałaś pomocy jutro to będę ja.
-You are so cute. You know?- uśmiechnęłam się delikatnie.
-Nie słodź mi bo się zarumienię.
-Jeszcze raz dziękuje.- rzuciłam kiedy wchodziłam do hotelu. Przytuliłam go na pożegnanie i udałam się w stronę naszego pokoju gdzie pod drzwiami zobaczyłam.. 
____________________________________________
Witajcie :p

Mamy już za sobą wydaje mi sie że większą połowę, a więc zbliżamy się powoli do końca. 
Z powodu tego że teraz wracam ze szkoły ok 16:30, a we wtorki o 17:30, miałam zamiar zawiesić jednego bloga, bo nie jest mi łatwo pisać 2 blogi, wracać tak późno ze szkoły, uczyć się do czego jeszcze obowiązki domowe, ale znalazłam wsparcie w mojej BFF  i następny rozdział pisze Majka , bo AMY nie chciała napisać ( nie bd wnikać w szczegóły), ale rozumiem ją i mam nadzieję że chociaż jeden dzień na Ibizie zgodzi się opisać, coo? :D 

Jak widać Niall zbliżył się do Amy, ale uprzedzam jako przyjaciel <3 

Kocham ;*
Karlee.
 

czwartek, 4 października 2012

' I ♥MY CITY ' - 17

Next day

Obudził mnie dźwięk dzwonka mojego telefonu. Nie patrząc na ekran odebrałam go.
-Halo?
-Cześć kochanie.
-No cześć tato.
-Co robicie?
-Yyy.. śpimy?
-Aha. W każdym razie Majka coś marudziła że idziecie na jakieś ognisko i marudziła żeby zostawić wam pieniądze bo musicie iść na zakupy.
-Ehem.
-No to wpadnijcie to dam wam pieniądze.
-Ehem.
-Narazie.
-Ehem.- odłożyłam telefon i poszłam dalej spać.
Ale jednak to nie mój dzień. Nie było mi dane pospać.
-Tata dzwonił.?
-Nie.
-Aha to idę dalej spać.
-Idź, idź. Nie ma sensu tak wcześnie wstawać.- była dopiero 10, a więc możemy jeszcze pospać. Opadłam na łóżko i znów zasnęłam.
Kiedy się obudziłam była minuta po 1 p.m. Momentalnie zerwałam się z łóżka i pobiegłam do pokoju Majki lecz jej nie było. Wzięłam szybki prysznic, a kiedy wyszłam Ta sobie na luzie siedziała przed tv i jadła pizzę.
-Skąd masz pizzę?
-Eee... z pizzerii??
-To było pytanie retoryczne. Ubiorę się i spadamy na zakupy.
-Ty i zakupy? Ha ha bo cię wyśmieje.
-Muszę się jakoś normalnie ubrać w sobotę niee?
-Nie.
-Słyszałam że ty też idziesz?
-Wieści szybko się rozchodzą.
-No patrz. Więc rusz dupe, bo ty chyba nie masz zamiaru iść w spodniach.
-Nie żartuj sobie nawet w ten sposób.- odpowiedziała z powagą w głosie.
Założyłam niebieskie rurki, białą bokserkę i szarą bluzę. Włosy pozostawiłam rozpuszczone. Zresztą jak zawsze. Za grama nie miałam ochoty na te jebane zakupy. Za to najchętniej wypaliłabym jakiegoś jonita. Tak zdecydowanie. Więc tak jak ojciec oznajmił udaliśmy się do jego biura. Tam dostaliśmy taką ładną kwotę pieniędzy.
-Ja już ci oznajmiam że ja maksymalne mogę tam być godzinę. Nie dłużej.
-Pfff.. jasne..
-Czyli rozumiem że idziemy osobno?
-Żartujesz sobie ze mnie?
-Nie.
-No Amy... no..!
-No dobra. Tylko żebyś tego nie żałowała.
-Yep! - zaczęłam się zastanawiać co ja mam kupić? Czy ubrać się w stylu 'skate', czy normalne czy postawić na klasykę. Dobra nie róbmy sobie jaj. Przecież każdy wie że na taką luźną imprezę nie ubiórę się na klasyka.

Przeszłam pół Centrum Handlowego. Majkę zostawiam samą już w trzecim sklepie, ja tylko szłam długimi zatłoczonymi korytarzami i przez szklane szyby patrzyłam co jest w sklepie. Kwiatki, sukienki, sukienki, buciki, czapki, buty... Co? czapki? odwróciłam się na piencie i weszłam do sklepu. Zaczęłam przeglądać czapki. Ale kiedy trafiłam na 'Cook Monster' ('Ciasteczkowy potwór) .. myślałam że uśmiech mi rezerwie twarz. Z racji iż moje loki były puszyste musiałam wziąć rozmiar L . Cóż, Ta czapka do tanich nie należy, no ale czego się nie robi dla czapek?
Spodnie miałam, bluzę też jedyne to mogłabym kupić bluzkę. No bo cóż więcej mi do szczęścia potrzeba? Cofnęłam się kilka sklepów do tego z t-shirtami, bluzami etc. Za chuja nie mogłam nic dla siebie wybrać. Było ich masakrycznie dużo. Wkońcu zdecydowałam się na taki szary t-shit z napisem: ' I ♥MY CITY ' po czym z moim zakupem wyszłam zadowolona ze sklepu. Wystukałam na ekranie numer Majki i czekałam aź odbierze, ale do niej to by można było dzwonić Trąbą Jeryhońską! jak trzyma telefon przy dupie to odbierze, a jak trzyma w torbie to jest masakra. Jej torbą jest gorsza jak jaskinia. Torba kobiety jest bezdenna i tam można wszystko znaleźć, czego tylko dusza zapragnie. A przynajmniej taka jest torba mojej siostry. Ja wszystko co mi potrzeba noszę w spodniach. Telefon, pieniądze słuchawki. Bez tego się nie ruszam. Zaczęłam chodzić i jej szukać, ale szukanie takiej Mayi Grande w Centrum Handlowym jest jak szukanie igły w stogu siana. Zawsze przecież mogę jej nie zauważyć w tym tłumie, a żeby przejść wszystkie sklepy trzeba całego dnia.
Zrezygnowana i zmęczona szukaniem wysłana jej tylko sms: 'Nie mogłam cię znaleźć, więc idę do hotelu. Widzimy się później. ' Kiedy wyszłam na dwór było już ciemno, a wszystkie lampy uliczne świeciły w najlepsze. Przeklnęłam pod nosem i postanowiłam iść z buta. To były tylko niecała 3 Londyńskie mile ( Londyńska mila- 5000 stóp = 1524 m ) , które zajęły mi 45 minut drogi. Przynajmniej przy moim tempie chodzenia. Przebralam się z tych zjebanych baletek i założyłam czarne conversy. Kiedy spojrzałam na zegarek była 8:49 więc napisałam Majce kartkę:
'Wrócę późno, nie czekaj na mnie'
Nie chciało mi się iść z buta, a stan w którym mogę wrócić, być może uniemożliwi mi prowadzenie samochodu więc zamówiłam taksówkę.
Kiedy by tak wejść i spojrzeć: typowy klub. Część już lekko wcięta, cześć na haju, a reszta dopiero się rozkręca. Zaczęłam wzrokiem szukać kolesi z którymi ostatnio gadałam. Wydawali się być spoko ale i tak nigdy nie miała bym zamiaru im się zwierzyć. To zwykli chłopacy i tak by mnie nie zrozumieli. Ale kiedy alkohol przejmuje nad tobą władze nie patrzysz czy to twój przyjaciel czy wróg tylko po prostu z nim gadasz. Koło baru zobaczyłam kilku podchmielonych gości. Gdyby nie czapka Josha nie poznała był ich.
-Siema chłopacy. Macie coś na zatopienie smutków.?
-Marihuanę.
-jak nie macie nic innego to dajcie .- wzięłam jednego jonita i zaczęłam powoli go ciągnąć. Rozglądałam się po całej sali obserwując ludzi, kiedy poczułam ciepłą dłoń na moim ramieniu. Kiedy się obróciłam zobaczyłam uśmiechniętego Nialla, ale kiedy zobaczył że trzymam jonita w ręce od razu uśmiech zszedł z jego twarzy. Czemu Kurwa ja zawsze muszę mieć takiego pecha i spotykać ludzi o których chcę zapomnieć.
-Ty.. yy.. palisz? -Nie odpowiadając mu obróciłam się szybko na pięcie i zaczęłam biec jakimiś nieznanymi mi korytarzami potem jakimiś schodami prowadzącymi do góry. chciałam uciec przed Niallem, przed rozmową z nim, bo bałam się że zranie go tak jak to zrobiłam z Louisem. Stromymi schodami Doszłam do jakiś dużych drzwi. Przekręciłam klucz znajdujący się w drzwiach. Powoli otwierałam drzwi, bo nie wiedziałam czego się mogę za nimi spodziewać. Kiedy poczułam że zimne powietrze uderza w moją twarz wiedziałam że prawdopodobnie znajduje się na dachu budynku. Miał on około 100 metrów wysokości więc z góry było wszystko świetnie widać. Podeszłam do krawędzi. Był to około pół metra wysokości i i pół metra szerokości murek. Stanęłam na murku i zachwycałam się pięknem Londynu w nocy. No ale nie trwało to długo, bo usłyszałam głos blondyna za sobą.
-Amy nie rób tego!!- wystraszył mnie. Wtedy straciłam równowagę i..

----------------------------------
Witajcie kochane <3
Nie wiem w sumie od czego zacząć:
Nawet nie wiem jaki długi wyszedł ten rozdział, ale dodaje go z telefonu bo właśnie wracam z Łodzi i nie za bardzo mam czas na dopisanie czego kolwiek bo muszę pomóc mamie wyjechać, bo to trochę skomplikowane miasto i te wszystkim uliczki, jednym słowem służę za 'nawigatora' jeśli wgl. tak to mogę nazwać.
I dla tych co nie wiedzą jak wygląda Ta czapka dodam zdjęcie.

Kocham<3
Karlee.


posted from Bloggeroid