czwartek, 4 października 2012

' I ♥MY CITY ' - 17

Next day

Obudził mnie dźwięk dzwonka mojego telefonu. Nie patrząc na ekran odebrałam go.
-Halo?
-Cześć kochanie.
-No cześć tato.
-Co robicie?
-Yyy.. śpimy?
-Aha. W każdym razie Majka coś marudziła że idziecie na jakieś ognisko i marudziła żeby zostawić wam pieniądze bo musicie iść na zakupy.
-Ehem.
-No to wpadnijcie to dam wam pieniądze.
-Ehem.
-Narazie.
-Ehem.- odłożyłam telefon i poszłam dalej spać.
Ale jednak to nie mój dzień. Nie było mi dane pospać.
-Tata dzwonił.?
-Nie.
-Aha to idę dalej spać.
-Idź, idź. Nie ma sensu tak wcześnie wstawać.- była dopiero 10, a więc możemy jeszcze pospać. Opadłam na łóżko i znów zasnęłam.
Kiedy się obudziłam była minuta po 1 p.m. Momentalnie zerwałam się z łóżka i pobiegłam do pokoju Majki lecz jej nie było. Wzięłam szybki prysznic, a kiedy wyszłam Ta sobie na luzie siedziała przed tv i jadła pizzę.
-Skąd masz pizzę?
-Eee... z pizzerii??
-To było pytanie retoryczne. Ubiorę się i spadamy na zakupy.
-Ty i zakupy? Ha ha bo cię wyśmieje.
-Muszę się jakoś normalnie ubrać w sobotę niee?
-Nie.
-Słyszałam że ty też idziesz?
-Wieści szybko się rozchodzą.
-No patrz. Więc rusz dupe, bo ty chyba nie masz zamiaru iść w spodniach.
-Nie żartuj sobie nawet w ten sposób.- odpowiedziała z powagą w głosie.
Założyłam niebieskie rurki, białą bokserkę i szarą bluzę. Włosy pozostawiłam rozpuszczone. Zresztą jak zawsze. Za grama nie miałam ochoty na te jebane zakupy. Za to najchętniej wypaliłabym jakiegoś jonita. Tak zdecydowanie. Więc tak jak ojciec oznajmił udaliśmy się do jego biura. Tam dostaliśmy taką ładną kwotę pieniędzy.
-Ja już ci oznajmiam że ja maksymalne mogę tam być godzinę. Nie dłużej.
-Pfff.. jasne..
-Czyli rozumiem że idziemy osobno?
-Żartujesz sobie ze mnie?
-Nie.
-No Amy... no..!
-No dobra. Tylko żebyś tego nie żałowała.
-Yep! - zaczęłam się zastanawiać co ja mam kupić? Czy ubrać się w stylu 'skate', czy normalne czy postawić na klasykę. Dobra nie róbmy sobie jaj. Przecież każdy wie że na taką luźną imprezę nie ubiórę się na klasyka.

Przeszłam pół Centrum Handlowego. Majkę zostawiam samą już w trzecim sklepie, ja tylko szłam długimi zatłoczonymi korytarzami i przez szklane szyby patrzyłam co jest w sklepie. Kwiatki, sukienki, sukienki, buciki, czapki, buty... Co? czapki? odwróciłam się na piencie i weszłam do sklepu. Zaczęłam przeglądać czapki. Ale kiedy trafiłam na 'Cook Monster' ('Ciasteczkowy potwór) .. myślałam że uśmiech mi rezerwie twarz. Z racji iż moje loki były puszyste musiałam wziąć rozmiar L . Cóż, Ta czapka do tanich nie należy, no ale czego się nie robi dla czapek?
Spodnie miałam, bluzę też jedyne to mogłabym kupić bluzkę. No bo cóż więcej mi do szczęścia potrzeba? Cofnęłam się kilka sklepów do tego z t-shirtami, bluzami etc. Za chuja nie mogłam nic dla siebie wybrać. Było ich masakrycznie dużo. Wkońcu zdecydowałam się na taki szary t-shit z napisem: ' I ♥MY CITY ' po czym z moim zakupem wyszłam zadowolona ze sklepu. Wystukałam na ekranie numer Majki i czekałam aź odbierze, ale do niej to by można było dzwonić Trąbą Jeryhońską! jak trzyma telefon przy dupie to odbierze, a jak trzyma w torbie to jest masakra. Jej torbą jest gorsza jak jaskinia. Torba kobiety jest bezdenna i tam można wszystko znaleźć, czego tylko dusza zapragnie. A przynajmniej taka jest torba mojej siostry. Ja wszystko co mi potrzeba noszę w spodniach. Telefon, pieniądze słuchawki. Bez tego się nie ruszam. Zaczęłam chodzić i jej szukać, ale szukanie takiej Mayi Grande w Centrum Handlowym jest jak szukanie igły w stogu siana. Zawsze przecież mogę jej nie zauważyć w tym tłumie, a żeby przejść wszystkie sklepy trzeba całego dnia.
Zrezygnowana i zmęczona szukaniem wysłana jej tylko sms: 'Nie mogłam cię znaleźć, więc idę do hotelu. Widzimy się później. ' Kiedy wyszłam na dwór było już ciemno, a wszystkie lampy uliczne świeciły w najlepsze. Przeklnęłam pod nosem i postanowiłam iść z buta. To były tylko niecała 3 Londyńskie mile ( Londyńska mila- 5000 stóp = 1524 m ) , które zajęły mi 45 minut drogi. Przynajmniej przy moim tempie chodzenia. Przebralam się z tych zjebanych baletek i założyłam czarne conversy. Kiedy spojrzałam na zegarek była 8:49 więc napisałam Majce kartkę:
'Wrócę późno, nie czekaj na mnie'
Nie chciało mi się iść z buta, a stan w którym mogę wrócić, być może uniemożliwi mi prowadzenie samochodu więc zamówiłam taksówkę.
Kiedy by tak wejść i spojrzeć: typowy klub. Część już lekko wcięta, cześć na haju, a reszta dopiero się rozkręca. Zaczęłam wzrokiem szukać kolesi z którymi ostatnio gadałam. Wydawali się być spoko ale i tak nigdy nie miała bym zamiaru im się zwierzyć. To zwykli chłopacy i tak by mnie nie zrozumieli. Ale kiedy alkohol przejmuje nad tobą władze nie patrzysz czy to twój przyjaciel czy wróg tylko po prostu z nim gadasz. Koło baru zobaczyłam kilku podchmielonych gości. Gdyby nie czapka Josha nie poznała był ich.
-Siema chłopacy. Macie coś na zatopienie smutków.?
-Marihuanę.
-jak nie macie nic innego to dajcie .- wzięłam jednego jonita i zaczęłam powoli go ciągnąć. Rozglądałam się po całej sali obserwując ludzi, kiedy poczułam ciepłą dłoń na moim ramieniu. Kiedy się obróciłam zobaczyłam uśmiechniętego Nialla, ale kiedy zobaczył że trzymam jonita w ręce od razu uśmiech zszedł z jego twarzy. Czemu Kurwa ja zawsze muszę mieć takiego pecha i spotykać ludzi o których chcę zapomnieć.
-Ty.. yy.. palisz? -Nie odpowiadając mu obróciłam się szybko na pięcie i zaczęłam biec jakimiś nieznanymi mi korytarzami potem jakimiś schodami prowadzącymi do góry. chciałam uciec przed Niallem, przed rozmową z nim, bo bałam się że zranie go tak jak to zrobiłam z Louisem. Stromymi schodami Doszłam do jakiś dużych drzwi. Przekręciłam klucz znajdujący się w drzwiach. Powoli otwierałam drzwi, bo nie wiedziałam czego się mogę za nimi spodziewać. Kiedy poczułam że zimne powietrze uderza w moją twarz wiedziałam że prawdopodobnie znajduje się na dachu budynku. Miał on około 100 metrów wysokości więc z góry było wszystko świetnie widać. Podeszłam do krawędzi. Był to około pół metra wysokości i i pół metra szerokości murek. Stanęłam na murku i zachwycałam się pięknem Londynu w nocy. No ale nie trwało to długo, bo usłyszałam głos blondyna za sobą.
-Amy nie rób tego!!- wystraszył mnie. Wtedy straciłam równowagę i..

----------------------------------
Witajcie kochane <3
Nie wiem w sumie od czego zacząć:
Nawet nie wiem jaki długi wyszedł ten rozdział, ale dodaje go z telefonu bo właśnie wracam z Łodzi i nie za bardzo mam czas na dopisanie czego kolwiek bo muszę pomóc mamie wyjechać, bo to trochę skomplikowane miasto i te wszystkim uliczki, jednym słowem służę za 'nawigatora' jeśli wgl. tak to mogę nazwać.
I dla tych co nie wiedzą jak wygląda Ta czapka dodam zdjęcie.

Kocham<3
Karlee.


posted from Bloggeroid

4 komentarze:

  1. Ooo . Świetny rozdział a ta czapaa ;D
    Zajebistaa < 3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział - <3
    Tło - <3
    Akcja - xD <3
    Ja - <33333 (jakaż ja sromna ;p)
    Czekam na kolejny koty ;** Następny jest Amy, nie ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to powiem ci szczerze to nie zastanawiałam się nad ty, ale jeśli chcesz i Amy uwinie się z tym do 12-13 października to czemu nie :p

      Usuń
  3. gdzie taką czapkę można kupić ????? :)

    OdpowiedzUsuń