niedziela, 17 czerwca 2012

Bo ja zasad nigdy nie łamię .! - 2


Powoli otwierałem ciężkie powieki. W sumie nie miałem nato.najmniejszej ochoty. Światło raziło moje oczy, a szpitalne krzesła były straszliwie ni wygodne. Czułem się jakby mój kręgosłup przebił skórę i próbował nie wydostać. Rozprostowalem swoje zardzewiałe kości i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Biały, biały, biały, biały no i tu też biały a na końcu jej postać leżąca na łóżku. Wyglądała... Hmm .. Nie umie tego określić. Jej ręce leżały wzdłuż ciała, a kąciki ust tak jakby się unosiły lekko do góry. Podparłem głowę na rękach. Chciałbym ją teraz przytulić jak dawniej. Poczuć rytm bijąco serca i pozwolić albo jej loczki delikatnie łaskotały mnie po szyi.
Mijały kolejne godziny, a ja wciąż tam siedziałem. W tych kilku  godzinach które by można było nazwać wiecznością był przelotnie zajrzeć lekarz zbadał ją i oznajmił że stan Amy się znacznie poprawił i że nie długo powinna się obudzić.
-Dzień dobry.
-Nie wiem czy taki dobry.
-Nie powinien pan iść do domu i przespać się i trochę zadbać o siebie?
-Muszę tu zostać. Poczekamy aź Amy się obudzi.
-To może chociaż pójdzie pan do naszego baru i coś zje. Wygląda pan gorzej niż cień własnego siebie.-
kobieta zmieniała opatrunek Amy. Wygladala na naprawdę miłą  i sympatyczną kobietę.
- Nie dziękuje nie jestem głodny.
-czyżby?-pielęgniarka stojąca przede mną uniosła jedną brew i wskazała na mój burczący brzuch.
- No może troszeczkę.
- Ładne mi troszeczkę. Zapraszam ze mną.
- Nie ja nie mogę.. Ja muszę tu zostać.. 
-W takim razie będę zmuszona dostarczać panu śniadanie tutaj.
-Dziękuje za troskę ale nie.  Miło mi by było gdyby nie mówiła pani do mnie na 'pan' bo wydaje mi się jakbym miał ze 40 lat a ja mam dopiero 19.
-Dobrze ale pod warunkiem że  ty będziesz do mnie mówił po imieniu.
-Kevin.
-Alice.
Zazdroszczę Amy takiego kochającego chłopaka.Uratowałeś jej życie . Możesz być z siebie dumny. Przynajmiej ja bym była. Trzymaj się.- Alice poklepała mnie po plecach i wyszła. Kochającego chłopaka.?  Wszyscy mnie tutaj traktują jako chłopaka ale nikt nie pomyślał że może po prostu jestem jej przyjacielem. Z jednej strony dziwiły mnie trochę jej słowa ale z drugiej strony cieszyłem się że znów ktoś mnie traktuje poważnie, a nie jako chłopca  który przypadkiem szedł ulicą i uratował jakąś nieodpowiedzialną dziewczynę.
Po kilku minutach w drzwiach pojawiła się Maya.
-Kevin? Co ty tu robisz? Boże.. Chyba z 10 lat cię nie widziałam.
-Nie to tyko były 3 lata.- przytuliłem czarnowłosą.- A ty nie powinnaś być dzisiaj w szkole?
-E tam.. Ostatni dzień szkoły nie opłaca się iść a po za tym i tak miałam dzisiaj na 10 am do szkoły.
I tak się umówiliśmy z dziewczynami  że idziemy na zakupy.
- No to fajnie zakupy.- uśmiechnąłem się delikatnie do dziewczyny.
- E tam nie chce mi się już oglądać nauczycieli.
- A jak ci idzie albo raczej poszło w szkole.
- Eee.. Szkoła.. Ujdzie w tłoku..
-Ciiii.. Widziałaś to?
-Co?
-Am ścisnęła moją rękę.
-Nadal tak na nią mówisz? To słodkie że po za 3 latach to pamiętasz.
-Wiesz.. Przyzwyczajenie.
-A pielęgniarki nie traktują cię jako jej chłopaka?
-Otóż to..
-Fajnie jest być czyimś chłopakiem nie wiedząc nawet o tym?- nie wiedziałem czy Maya gada na poważnie czy żartuje.
Nie róbmy z siebie dzieci. Niech wie co myślę.
-Jeżeli ci na tej osobie zależy i jesteś uważany przez pielęgniarki za jej chlopaka czy dziewczynę to miłe.
-A tobie na niej zależy?-nie wiedziałem co.mam powiedzieć. Spóściłem głowę i po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
-Kevin- dziewczyna podniosła mój podbródek.- Ej co jest? Nigdy tak nie reagowałeś kiedy gadaliśmy o Amy.
-Maya a co mam ci powiedzieć?
Że mi jest ciężko, że mi na niej zależy i że chloernie teskniłem.
-Kochasz ją.
-To było pytanie czy stwierdzenie?
-Chyba bardziej stwierdzenie.
- Więc chyba masz rację.
-Czemu jej Nigdy nie powiedziałeś o tym. ?
- Nie było okazji.
-Kevin jak nie było okazji? Czasami zostawałeś nawet u nas na noc,Max traktował cię za kogoś więcej niż tylko jej przyjaciela.
-Ale co pies może zmienić.
-Amy zawsze liczyła się ze zdaniem Maxa.
-Ale ona Nigdy mi nie powiedziała że jestem jej przyjacielem.
- Powiedziała.
Napisała na tt Kev tak strasznie tęsknię myślę że się jeszcze kiedyś zobaczymy. Dziękuje że zawsze przy mnie byłeś i do końca wytrwałeś tą traumę. Więc mogę nazwać się swoim przyjacielem.-dziewczyna zacytowała.- może Amy Nigdy nie mówiła że jesteś jej przyjacielem np. Tylko dla tego że jej nie powiedziałeś że ją kochasz.
Nie koniecznie jako dziewczynę ale może chociaż jako przyjaciółkę.
-Gdybym wiedział to 3 lata temu. Teraz jest już za późno.-Maya wyciągnęła kartkę z torby.
-Czytaj 4.
-Co to jest?
-Czytaj i o nic nie pytaj.
- Na te kilka słów z twoich ust mogę czekać kilka lat. Ważne żebym je usłyszała. Nie ważne kim jesteś, nie ważne o co chodzi ważne że zdecydowałeś się wkońcu to powiedzieć. Bo ja zasad Nigdy nie łamie.
Co to jest?
-To są zasady Amy. Więc ja nie chce słyszeć że na coś jest już za późno.
-Ale po co mam mówić Am że ją kocham.?
-Sam powiedziałeś że Amy ci Nigdy nie powiedziała że jesteś jej przyjacielem. Ona uważa że przyjaciele się powinni kochać. Więc jeżeli chcesz żeby ci to powiedziała to ty jej to musisz pierwszy.-  Maya wyciągnęła telefon z kieszeni i odczytała sms-a.
-Sory ale muszę spadać. Ktoś coś chce ode mnie ale nawet nie wiem kto i co.- Maya zaśmiała się jak małe dziecko.
-Eh.. Wciąż Ta sama dziecinna.Maya. Nadal się smiejesz jak ci ktoś pokazuje palec..
-Nooo.. - czarmowłosa zaczęła się jeszcze bardziej śmiać.
-Nic się nie zmieniłaś.
-Wiem. Ha ha. I masz jej to powiedzieć a jak nie to ja to zrobię.
Pa pa..
-Maya..
-Hmm..
- Dziękuje.
-powodzenia trzymam kciuki.
Zostałem sam.
Nie wiem dlaczego ale po tej rozmowie ułożyło mi trochę i przede  wszystkim przestało mi buczeć w brzuszku.
-Gdzie ja jestem.?- Dziewczyna zapytała ochrypniętym głosem.
-Am! Jesteś w szpitalu.
-wiedziałam że to ty. Kevin brakowało mi ciebie Tak bardzo teskniłam.- przytuliłem dziewczynę.
-witam. Jak się pani czuje-do sali wszedł lekarz.
-Hmm.. Ok tylko trochę boli mnie głowa. Myślę że nic się nie stało moim loczką, prawda?. -I za to te dziewczynę kochałem ledwo zdążyła się obudzić po wypadku to już o loczki się martwi. No tak zapomniałem. Jej włosy muszą być idealne nawet podczas snu .
-Spokojnie z twojej głowy nie spadł ani jeden Loczek.
-No i bardzo dobrze- odrazu na buzi Am pojawił się uśmiech.
-jeżeli twój stan się nie pogorszy to w poniedziałek możesz wyjść.
-Dopiero w poniedziałek? Ja tego nie przeżyje.
-Przeżyjesz.
-No to chociaż w sobotę od rana.
-Jeżeli będziesz grzeczna i będziesz ładnie wszystko zjadała z talerza to pomyśle.
-Ey to nie fair! Podobno w szpitalu nie szantażuje się pacjentów.- Am skrzyżowała ręce na piersiach.
-oj tam. Nikt się nie zjarzy.
Życzę zdrowia. A i przyjdę wieczorem. bądź grzeczna.
-Jasne jasne.
To ten tego..- akurat do sali weszła pielęgniarka. Zero prywatność. Jeden wychodzi a druga wchodzi.
- Kevin. Prosiłam o coś. Amy powinna teraz odpoczywać. A ty też trochę powinieneś o siebie zadbać,  nie sądzisz.?
-Ale..
-Żadnego ale.! Siedzisz tu od wczoraj.
Zrób to dla Amy.
-Kevin Alice ma rację. Powinieneś odpocząć.
-Kobiety..
To ja przyjdę wieczorem.
-Nie musisz.
Przyjdź jutro rano.
-No dobrze.
Pa pa.

            / 2 days later \
Kevin przychodził do mnie codziennie i siedział po kilka godzin. Z jednej strony było to miłe że dbał tak o mnie a z drugiej to było trochę meczonce. Nie wiem skąd on się nagle pojawił w Oxfordzie. Tata mnie odwiedził tylko raz wracając z Londynu wstąpił do mnie na kilka godzin pojechał do domu zabrał papiery i znowu tam pojechał. Mama odwiedzała mnie codziennie rano wracając z nocnej zmiany. Wczoraj Maya  po zakończeniu roku odebrała moje świadectwo i przyszła ze stertą moich i swoich książek. Za wyniki w nauce, 2 encyklopedie za konkurs z matematyki i takie jakieś podobne duperele. Co jak co ale z matmy byłam geniuszem. No co? Miałam głowę do liczbi Nie to żebym się chwaliła ale byłam z siebie dumna za tak dobrze rozumialam matmę. Jedni wchodzili na korki a drudzy wychodzili.  Ale tak sobie  myślę że mimo iż już skończyłam szkołę dalej będę dawała korki. Raz  Dyrektor mi się pytał czy przypadkiem nie daje korepetycji bo w dwóch ostatnich miesiącach są lepsze oceny z matematyki. Jestem normalnie sławna w całym Oxfordzie. Trochę to meczonce ale czego się w życiu nie robi?  Uczniowie z innych szkół przychodzą nawet do mnie. Tydzień przed sprawdzianem cało rocznym normalnie myślałam że telefon mi się zagotuje. Przydałaby mi  się sekretarka. Naszczescie w tym roku szkolnym zarobie jeszcze bo przecież tylko my jako maturzyści skończyliśmy a reszta jeszcze do szkoły. I to było najpiękniejsze. Za 10 minut ma przyjść po mnie Maya. Zabierze mnie nareszcie ze szpitala do domku, bo Kevin wyjechał z powrotem do Liverpoolu  ponieważ jego starszej siostrze popsuł się komputer i chciała żeby przyjechał jej naprawić. No i pojechał. Spakowałam wszystkie swoje ubrania i udałam się do recepcji. Tam czekała już Maya. Podpisałam tylko wypis i wróciłyśmy do domku. Nie miałam co liczyć że spotkam tatę bo tata jest w Londynie a mama pewnie odsypia noc.  Moglibyśmy zrobić próbę ale mama śpi. Nie chce jej obudzić.
- Wiesz Amy że Viki dzwoniła?
-Nie. A coś się stało?
-Yyy... Nie wiem nie chciała mi powiedzieć. Pytała się tylko czy ty jesteś w domu i masz czas.
-Aha.. Zadzwoń do niej.
- No dobra.
-Albo nie.. Daj sama to zrobię.- Maya tylko przewróciła oczami i poszła do siebie do pokoju.

-Viki?
-Amy.! Błagam cię przyjedź.
-Co?
-Przyjedź. Ja wiem że jest sobota i że jest już południe i że ty pewnie nie masz zbyt wiele czasu ale błagam cię przyjedź.
-Powiedz tylko o co chodzi.
-Matma.- uderzylam się otwartą ręką w głowę.
-Am jesteś?
-Tak tak jestem.  Właśnie dzisiaj myślałam kto przyjdzie na korki.
-Am błagam. Tylko ty nam możesz uratować życie. Kogo my dzisiaj znajdziemy żeby nam dał korepetycje?
-Nam? To ilu was tam jest?
- Kilku. Przyjedziesz?
-No.. No dobra. Niech stracę.
-Dziękuje dziękuje dziękuje
-My. Dziękujemy.
- No tak. Przecież nie jestem sama. To o której będziesz?
- 4:30 pm. Gdzieś ok tej godziny. Wiesz jednak do Londynu trochę jest.
-Ok.
-Odezwę się jak będę dojeżdżać.
Narazie.- zdążyłam się rozłączyć a w drzwiach od kuchni pojawiła się mama.
-Cześć kochanie. Gdzie  jedziesz?
-Do Londynu.
-Do Londynu? Po co?
- Viki dzwoniła że nie mogą sobie poradzić z matematyką i chcą żebym przyjechała.
-Aha. Odwieźć cię na pociąg?
-Fajnie by było.
Mamo a gdzie jest tak właściwie Max?
-U Justina.
-To dobrze.
-Yy.. Patrz Am następny pociąg masz za pół godziny.-rodzicielka wskazała ekran laptopa.
-Dobra to ja idę  się spakować.
-Będę tu czekać.- pocałowałam matkę w policzek i poszłam na górę. Wyciągnęłam mała torbę i wrzuciłam t-shirt czarny ze znaczkiem nike, szare rurki, jedną bejsbolówkę czerwono białą, bieliznę i piżamy. Na jeden dzień to wystarczy. Sama założyłam czarne rurki, szare trampki biały t-shirt i biało niebieską bejsbolówkę i czarno niebieską czapkę z New Yorka. Do torby włożyłam jeszcze książki i zeszyty z młodszych lat z matmy i laptopa. Do kieszeni schowałam pieniądze, telefon i słuchawki czyli trzy podstawowe rzeczy bez których nie ruszamy się z domu.
-Gotowa?- mama
-Jasne. 
-Ey! Amy gdzie jedziesz? -Maya
-Nie interesuj się mała- pokazałam jej język i wsiadłam z mamą do auta. Na dworcu mama sama mi kupiła bilet.
Usiadłam w jednym z wielu przedziałów. Siedział tam jakiś brunet ale wgl. Nie zwróciłam na niego uwagi. Pierwsze co przyszło mi na myśl to to że w Londynie mogę spotkać kolejne grono fanek One Direction. Ale przecież ja nawet nie wiem jak to głupie 1D wygląda. Włożyłam słuchawki do uszu i nie odrywałam wzroku od widoku rozciagajacego się za oknem. Buu.! Widoki zniknęły a zamiast nich pojawiła się czarną ściana ciagnaca się w nieskończoność. Wnioskuję że wjechaliśmy do tunelu.
Poczułam jak ktoś przysiada się obok mnie.
-Ej weź się koleś odwal.
-Przecież ci nic nie chcę zrobić.
-A skąd mam to wiedzieć? Nie znam cię.
-Chciałem tylko pogadać.
-A skąd wiesz że ja chce z tobą gadać?- chłopak ściągnął kaptur z głowy.
-Nadal nie chcesz ze mną gadać?
-Mówię ci że nie będę z tobą rozmawiać bo cię nie znam. W życiu Cię na oczy nie widziałam. A po  za tym ja tu wysiadam.
Cześć.
-Zadzwoń proszę. To dla mnie ważne.- wyciągnął do nie rękę z karteczką. Zmierzyłam go wzrokiem,  wzięłam ją i pospiesznie schowałam do kieszeni nie spoglądając nawet co na niej pisze. Stałam tak chwilę na peronie jakby trochę przymulona. Wyciągnęłam telefon z myślą że zadzwonię po Viki, ale skoro już drugi dzień z kolei słońce świeci to po co wozić dupę w samochodzie?  Wkońcu stąd do jej domu sa 3 mile z kawałkiem. Więc przy dobrym tempie w 40 minut dojdę spokojnie.  Włożyłam słuchawki do uszu i ruszylam w kierunku centrum handlowego. Tam już potem od Centrum Handlowego do Vicki było 1.5 mili.
Z centrum handlowego  wylazła kolejna 'grupa ' fanek One Direction. Zatrzymałam się na chwilę i zmierzyłam je  wzrokiem.
-Coś się stało?
-Nie. Przepraszam nie mogę na to patrzeć. Do widzenia- rzuciłam do jakiejś kobiety.
Mijałam jakąś szkołe, setki sklepów i to. Stop. Mój ulubiony supermarket w Londynie. Weszłam do środka. Setki zabieganych ludzi wracających z pracy. Robią szybkie zakupy i spieszą się do domu żeby na 18 (dinner) ugotować ten późny obiad.
Ja tak nie mam. Jestem raczej typem wyluzowanego człowieka który wszystko olewa. Szkoła nigdy nie była wystarczającym powodem żeby się śpieszyć na  pierwszą lekcję. Gdy zaczęłam chodzić  do Secondary School*, a potem do  Further Education* to zaczęłam się celowo spóźniać na lekcję. W ciągu tygodnia spóźniałam się tylko w jednym dniu np. we poniedziałek a potem chodziłam już normalnie. Wiecie co było w tym najfajniejsze? Że żadnen nauczyciel Nigdy nie wiedział na którą lekcję w którym dniu się spóźnię. Ich miny- bezcenne. Na samą myśl o tym chciało mi się śmiać.
Tak sobie teraz myślę po co ja tu przyszłam. No tak. Jak zmusić tych których uczysz do myślenia? Ja to robię żelkami. Zawsze działa. Wzięłam  7 pounds-ów** żelek i wyszłam z supermarketu. Boże dlaczego? Rozłożyłam ręce i Spojrzałam w niebo. Kolejne grono rozwrzeszczanych fanek.  Mam już tego dosyć. Znów powtórzyłam czynność co wcześniej. Włożyłam słuchawki do uszu. Droga zajęła mi trochę więcej niż planowałam.  Szłam  przez ulicę na której mieszkala Viki. Tylko teraz pod którym numerem mieszkała. Kurde pod którym numerem ona mieszkała. Wiem. Końcówka mojego numeru telefonu czyli 369.
Zadzwoniłam i drzwi mi otworzyła wysoka blondynka.
Dziwne. Czyżbym nie trafiła pod właściwy adres?
-Amy.! Co ty tu robisz?
-Ciociu? Nie poznałam cię. Zawsze byłaś brunetką.
-Wiem, wiem. Postanowiłam zmienić trochę swoje życie.- Mama Viki zawsze była wesołą i miłą kobietą. Zawsze wszystkich rozumiała i potrafiła doradzić.
-Yy.. Ja przyjechałam bo Viki dzwoniła i prosiła .
-Pewnie znów nie mogą sobie poradzić z matematyką.
-Tak.. Viki jest u siebie?
-Nie ona jest u znajomych?
-Jak to u znajomych znajomych?
- Powiedziała że idzie uczyć się do Kate i Maddison.
-Damn it! - wkurzyłam się na tą małą.
Byłyśmy umówione na korki to chociaż powinna mnie uprzedzić że jej nie ma w domu.
-Viki nie żyjesz!
-Za co?
-Ty się pytasz za co?  To ja przyjeżdżam do ciebie i muszę się dowiadywać od twojej mamy że ciebie nie ma w domu bo ty nie jesteś mi łaskaw powiedzieć?
-No przepraszam.
-Odrobisz.
-Jak?
- już ty się przekonasz jak. A teraz ją czekam 10 minut na ciebie a jeśli się nie zjawisz ja wracam do Oxfordu. 10 minut z zegarkiem w ręku. A wiesz że ja jestem punktualna.
Na razie.

-Wejdziesz Amy?
-Nie dziekuje ciociu. Mają zaraz przyjechać.
-Czemu Viki ciebie bardziej słucha niż mnie.
-Bo jestem jej ostatnią deską ratunku.
-Amy?
-Tak?
-Po co ci żelki?
-Aa żelusie.. mój sposób na zmuszenie kogoś do myślenia- uśmiechnęłam się cwaniacko.
-Tego jeszcze nie słyszałam.
-Chyba jadą.
-Szybko.
-6 minut i 24 sekundy.
-Widzisz Viki.  Jak chcesz to potrafisz.
-Wiem. Tak wgl. to jest Nick.
-Cześć ja jestem Amy.
-Hej.
-Możemy jechać.- zakomunikowałam chłopakowi. Wyglądał na typach bardziej spokojnego. Kolejny brunetka. Właśnie. Wyciągnęłam kartkę z kieszeni od tego bruneta z pociągu.
Louis Tomlinson? Co to za gościu i po co mi jego numer.? Sama nie wiem ale nie mam zamiaru do niego dzwonić. Ale ciekawi mnie co chciał. Może jednak zadzwonie? Nie nie mam czasu. Najwyżej zadzwonie do niego żeby mnie uratował przed koncertem tego One Direction. Już  chyba bym wolała wyjść z nim gdzie kolwiek niż iść z Mayą na koncert 1D.

* Secondary School- rodzaj szkoły ( szkoła wyższa)
Further Education- rodzaj szkoły ( dalsza edukacja)
** 7 pounds-ów = 3.15 kg 
1 pound= 0.45 kg
_______________________________________
Dzień doooberek :D

Przepraszam że nie dodałam wczoraj rozdziału ale była burza a potem już mi się nie chciąło włączać kompa i dodawać :)
Rozdział mi nie wyszedł rozumiecie trochę brak weny. Dla tych co myślą że to początek znajomości Amy i One Direction no to się trochę mylicie. Być może w 4 albo 5 pojawi się ich trochę ale to szczegół :p

Trochę pod ostatnim rozdziałem było mało komentarzy. Postarajcie się na dobry początek chociaż o 10 komentarzy. To wcale nie jest dużo, a zawsze daje powód do większej mobilizacji. 

Aha i jeszcze jedno Viki jest kuzynka Amy :]

Kocham was <3                        
                                                                                                   ILove1D

5 komentarzy:

  1. Rozdział świetny, ale mam jedną uwagę. Rozumiem, że główna bohaterka nie lubi 1D, ale uważam, że trochę przesadzasz z tym, że boi się jechać do Londynu żeby ich nie spotkać, żeby nie spotkać ich fanek. Trochę zluzuj, bo to u ciebie tak wygląda, jakby Londyn był małą wiochą 50 mieszkańców. Przecież to ciężko tak na nich trafić. Więc chyba lekka przesada ;)
    Ale tak poza tym, to nie mam więcej uwag. Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział sam tak jakoś wyszedł po za tym nie miałam za bardzo weny na pisanie, a ty się trochę czepiasz. Najwyraźniej za bardzo się wczułam w postać Amy. No ale skoro Ci to tak przeszkadza to ograniczę nienawiść Amy do One Direction :p

      Usuń
  2. Ja się czepiać nie chcę, ale ta Amy wygląda na 40 latkę xD
    Szkoda że dobiero w 4, lub w 5, ale tylko troszeczkę ? Nie ważne ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo mi się podoba i mam nadzieję że nie będziesz miała mi tego za złe jeżeli się zareklamuję:
    http://zawszefajnaxd.blogspot.com/
    Rozdział magiczny. Kim jest Kevin?

    OdpowiedzUsuń